czwartek, 4 kwietnia 2013

rudo mi ...

za oknem właśnie pada śnieg - wiem, już pewnie miliony osób pisały o ty, jak jest zimno, mokro i śnieżnie - ja nie o tym chciałam. Ja zaklinam wiosnę - próbowałam już botkami, koturnami i czułenkami - nie wyszło - stopy mi zmarzły, ale ja uparta bestia jestem i tak łatwo się nie poddaję.

Wyciągnęłam już z szafy wiosenne ubrania - kolorowe - królują w nich pomarańcze, turkusy, fiolety trochę brązów i czerni - to też na wiosnę nie podziałało.



Dzisiaj byłam u fryzjera - nowa ,lepsza, piękniejsza Ja - to RUDA ja :) - lata świetlne broniłam się przed rudym kolorem włosów - nie było tak zawsze - w liceum zaczęłam eksperymentować z kolorami na włosach - swoje eksperymenty zaczęłam od koloru czerwonego - nie żebym była jakoś specjalnie zbuntowaną nastolatką - przypomnę, że należałam do harcerstwa i pewne zasady były święte - ale te zasady nic nie wspominały o kolorze włosów - przecież i tak do munduru musiały być związane i schowane pod beretem - ja to wykorzystałam.

Pewnego pięknego dnia kuzynka poddała moje długie prawie czarne (naturalny kolor) włosy farbą - cóż - czerwoną. Zaraz po umyciu włosów - zakochałam się w swoim nowym wyglądzie - zielone oczy, ciemna oprawa, delikatnie oliwkowa karnacja i płomienna czerwień - to było to. W szkole, zaniemówili, zwłaszcza moi konserwatywni nauczyciele, ale przełknęli tą gorzką pigułkę porażki (tekst mojej wychowawczyni - ja sama tego bym nie wymyśliła), za to koledzy byli zachwyceni, a koleżanki delikatnie zazdrosne. W drużynie, cóż - był to czas, kiedy sama już byłam panią u siebie -i nikt mi nie kazał, a rodzice dziewczynek - nie mieli nic przeciwko. Chłopak - cóż, nigdy nie zapytałam - ale nie wyglądał na takiego, co to mu się przestało podobać - jak to czytasz - zachowaj to dla siebie.
I tak odcienie rudego - zagościły w moim życiu - specjalnie napisałam odcienie - bo od czerwonego, przez prawdziwą miedzianą marchewę, aż po ciepły rudy kasztan - kochałam ten kolor, ale jak to z uczuciem była - z czasem przeminęło. Zamieniłam go na jasne pasemka, aż wróciłam do swojego koloru.

Aż tu pewnego dnia, po przebudzeniu coś było nie tak, coś uwierało - nie wiedziałam co, długo udawałam, że nie wiem o co chodzi - tłumaczyłam sobie - przejdzie Ci.
Nie przeszło, z każdym spojrzeniem w lustro wiedziałam, że to powinno wyglądać inaczej - aż do dzisiaj - znowu jestem RUDA :)

trochę to trwało - ponieważ nie chcąc niszczyć włosów musiałam to zrobić mądrze - nie sztuką było poddać się zabiegowi dekoloryzacji. zniszczyć i totalnie osłabić włosy - nawet moja "ruda miłość" nie jest tego warta. W takich chwilach jeszcze bardziej doceniam moją FRYZJERKĘ - Sylwia jeszcze raz dziękuję - robiłyśmy to stopniowo - przechodziłyśmy z moich ciemnych włosów, stopniowo obniżając kolor - aż do dzisiaj. To jeszcze nie jest płomienny rudy, ale bardzo ciepły rudzielec ze mnie :)

Za 7 tygodni będzie jeszcze bardziej - idziemy w kierunku płomiennego.

Jak wyglądam - świetnie (moja wrodzona skromność - dała o sobie znać), Niunia powiedziała, że też chce tak wyglądać, a Pan Mąż zaniemówił - błysk w Jego oku mówi wszystko :) mrau .....

1 komentarz:

  1. Ha ha...
    Ja też rudzielec... i też eksperymentowałam... Miałam czerwone... marchewkowe, brązowe z odcieniem.... ale kocham rudy kolor moich włosów...ot.. tak po prostu..
    Zapraszam kiedyś do mnie http://catarina-brujita.blogspot.de/
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń