niedziela, 18 sierpnia 2013

Wyprawa - dzień pierwszy



Droga nie była taka jakby się mogło wydawać – ponad 600km z dzieckiem na pokładzie – muszę nadmienić, że to już nie jest osóbka, która wsiada do samochodu i w chwili zapięcia pasów od fotelikach zapada na dwie godziny w błogi sen. O nie Julka jak się okazało nie sypia już w trakcie jazdy – mimo, że pobudka była o 3 nad ranem, twardo jechała, śpiewała, opowiadała historyjki, padła Nam na chwilkę już u kresu podróży.


Nie powiem obawiałam się takiej sytuacji – wyobrażałam sobie, że będzie jęk, płacz i ogólne stękanie – a tutaj Julka miło Nas, mnie zaskoczyła – muszę Wam powiedzieć, że jestem z Niej BARDZO DUMNA – dała radę – nie oszukujmy się taka podróż jest męcząca do dorosłej osoby, a co tutaj mówić o dziecku.

Oczywiście zatrzymywaliśmy się na rozprostowanie kości, siku i jedzenie – nie były to w prawdzie długie postoje – bo Mała TERRORYSTKA wołała – „DO WOZU, ODPALAMY” – nie wiem co brała, ale kazałam Jej to odstawić, ewentualnie dać namiary na tego który Jej to dał.
Tak, miała POWERA większego niż my, większego niż mogliśmy się spodziewać :)

Droga Nam szybko zleciała – tym bardziej, że mieliśmy obrane trzy cele – PIERWSZYM była wizyta kawowa u Elwiry i Jej rodzinki, druga to wizyta zakupowa w DECATLONIE – w planach był zakup butów trekkingowych dla Julki i Małża – kupiliśmy, a do tego (oczywiście nie mogło się na tym skończyć) kupiliśmy dla Małej dwie kurtki, buty do wody (na basen, czy inne wodne atrakcje), piłkę (tą Julka sama sobie wybrała) i mało co a byśmy kupili rolki – Julka przymierzyła i o dziwo potrafi jeździć – w tajemnicy Wam powiem, że mamy prezent pod choinkę z głowy :)

Trzecim celem były PIECHOWICE i śliczny dworek, w którym mieszkamy. Na dziś to tyle – resztę, czyli wyprawa do LIBEREC w Czechach, wypad na Śnieżkę już niedługo. 


1 komentarz:

  1. Podziwiam :) Poli starcza cierpliwości na dojazd do Gdyni, dalej jest walka :D

    OdpowiedzUsuń