Droga nie była taka jakby się
mogło wydawać – ponad 600km z dzieckiem na pokładzie – muszę nadmienić, że to
już nie jest osóbka, która wsiada do samochodu i w chwili zapięcia pasów od
fotelikach zapada na dwie godziny w błogi sen. O nie Julka jak się okazało nie
sypia już w trakcie jazdy – mimo, że pobudka była o 3 nad ranem, twardo
jechała, śpiewała, opowiadała historyjki, padła Nam na chwilkę już u kresu
podróży.
Nie powiem obawiałam się takiej sytuacji – wyobrażałam sobie, że będzie jęk, płacz i ogólne stękanie – a tutaj Julka miło Nas, mnie zaskoczyła – muszę Wam powiedzieć, że jestem z Niej BARDZO DUMNA – dała radę – nie oszukujmy się taka podróż jest męcząca do dorosłej osoby, a co tutaj mówić o dziecku.
Oczywiście zatrzymywaliśmy się na rozprostowanie kości, siku i jedzenie – nie były to w prawdzie długie postoje – bo Mała TERRORYSTKA wołała – „DO WOZU, ODPALAMY” – nie wiem co brała, ale kazałam Jej to odstawić, ewentualnie dać namiary na tego który Jej to dał.
Tak, miała POWERA większego niż
my, większego niż mogliśmy się spodziewać :)
Droga Nam szybko zleciała – tym
bardziej, że mieliśmy obrane trzy cele – PIERWSZYM była wizyta kawowa u Elwiry
i Jej rodzinki, druga to wizyta zakupowa w DECATLONIE – w planach był zakup
butów trekkingowych dla Julki i Małża –
kupiliśmy, a do tego (oczywiście nie mogło się na tym skończyć) kupiliśmy dla
Małej dwie kurtki, buty do wody (na basen, czy inne wodne atrakcje), piłkę (tą
Julka sama sobie wybrała) i mało co a byśmy kupili rolki – Julka przymierzyła i
o dziwo potrafi jeździć – w tajemnicy Wam powiem, że mamy prezent pod choinkę z
głowy :)
Trzecim celem były PIECHOWICE i
śliczny dworek, w którym mieszkamy. Na dziś to tyle – resztę, czyli wyprawa do
LIBEREC w Czechach, wypad na Śnieżkę już niedługo.
Podziwiam :) Poli starcza cierpliwości na dojazd do Gdyni, dalej jest walka :D
OdpowiedzUsuń