poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Podróż z dzieckiem



Gdy byłam jeszcze w ciąży często mówiłam, że Nasze życie się nie zmieni – że nadal będziemy robili to samo – tylko teraz we TRÓJKĘ. Szybko okazało się że to nieprawda – Nasze życie zmieniło się i to bardzo, ale jest jedna stała – nadal robimy to co lubimy, kochamy tylko teraz w TRÓJKĘ.


Jedną z tych rzeczy jest podróżowanie – NASZE PODRÓŻE MAŁE I DUŻE. Oczywiście teraz te Nasze wyjazdy są bardziej przemyślane, być może bardziej przygotowane, ale nic poza tym się nie zmieniło. Przez ostatnie trzy i pół roku przechodziliśmy różne fazy podróżowania z dzieckiem – a oto one:

PIERWSZA FAZA – Podróż z cycem w tle :)
Nie oszukujmy się tak było najłatwiej – potrzebowaliśmy tylko jednej rzeczy – cyca mlecznego – i wszystko było do zdobycia, do przemierzenia, do zobaczenia. Karmienie było proste, szybkie i w każdej możliwej chwili – nie martwiliśmy się o czas, porę czy miejsce – po prostu karmiliśmy się.

DRUGA FAZA – podróż z wrzątkiem
To był czas, kiedy Julka przeszła na mleko modyfikowane – musieliśmy zawsze mieć wystudzoną wodę przegotowaną oraz wrzątek, trzeba było też mieć odmierzone porcje mleka. Takie podróżowanie nie było już takie beztroskie - ale nie niemożliwe czy jakoś szczególnie uciążliwe. Wodę przegotowaną braliśmy w zapasowej butelce, a wrzątek braliśmy w restauracjach czy stacjach benzynowych. Jasne trzeba było to bardziej rozplanować, przygotować i ogarnąć.

Obie fazy były podobne w pewnych elementach – każda z tych podróży to była WYPRAWA – dosłownie i w przenośni. Pakując się do samochodu wyglądaliśmy jakbyśmy jechali na miesiąc a nie na tydzień – w prawdzie staraliśmy się ograniczyć wszystko do niezbędnego minimum, ale i tak wyglądaliśmy jak PARA WIELBŁĄDÓW z dzieckiem.

Trzeba było zmieścić wózek, zabawki, książeczki, zabawki do wody, ubranka Julki (wiadomo jak to jest z małym krasnalem – więc braliśmy kilka zmian – i nigdy nie zdarzyło się abyśmy wzięli za dużo), butelki, smoczki, gryzaki, kosmetyki, kremy do pupy, do buzi, na słońce, na wiatr, itp. …. I na szarym końcu nasze rzeczy tych było zawsze za mało :)

Podobny był też stan podróżowania Julki – czyli w momencie uruchamiania silnika Ona zasypiała, budziła się na karmienie i zasypiała dalej – był to czas spokojnego podróżowania.

FAZA TRZECIA – jęki, piski
W Naszym przypadku to była bardzo krótka faza – chyba tak naprawdę tylko raz Julka urządziła Nam taką podróż, że 40km od domu chcieliśmy zawracać – płakała, piszczała, jęczała i nic nie pomagało ani jedzenie, ani bajki, książeczki, piosenki, krowy, konie i owce za oknem. Nie pomagało NIC
Na Nasze szczęście ta faza była jednorazowa – bo mogła Nas skutecznie zniechęcić do podróżowania z dzieckiem.

FAZA CZWARTA – spontan
No dobra nie taki zupełny, nie taki jak za czasów sprzed Julki – ale bardzo podobny. Nasze wyjazdy to już nie wyprawy kojarzący się z godzinami pakowania, wielbłądami, zawalonym samochodem, zatrzymywaniem się po wrzątek. Teraz wsiadamy i jedziemy :)

Oczywiście pamiętamy o przekąskach – serki do kieszonki, jogurty, chrupki kukurydziane, wafle ryżowe, czy herbatniki. Pamiętamy o atrakcjach – piosenki, bajki – to stało się dziecinnie proste gdy kupiliśmy Małej DVD do samochodu – teraz tylko musimy się martwić o jakoś i tematykę bajek.

Nasze dzisiejsze podróżowanie powoli zaczyna przypominać to o czym mówiłam w ciąży – nic się nie zmieni. Julka sama dopytuje się o kolejne wypady – podróżowanie fajnie znosi jest ciekawa tego co za oknem, co przed Nami co u celu – czeka na kolejny wyjazd, a gdy wróci z zapartym tchem opowiada co widziała, gdzie była i co robiła.

Każda faza miała coś w sobie, ale ta w której znajdujemy się teraz jest taka jaka być powinna PODRÓŻ Z DZIECKIEM.

A Wy jak podróżujecie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz