Gdy byłam jeszcze w ciąży często
mówiłam, że Nasze życie się nie zmieni – że nadal będziemy robili to samo –
tylko teraz we TRÓJKĘ. Szybko okazało się że to nieprawda – Nasze życie
zmieniło się i to bardzo, ale jest jedna stała – nadal robimy to co lubimy,
kochamy tylko teraz w TRÓJKĘ.
Jedną z tych rzeczy jest podróżowanie
– NASZE PODRÓŻE MAŁE I DUŻE. Oczywiście teraz te Nasze wyjazdy są bardziej przemyślane,
być może bardziej przygotowane, ale nic poza tym się nie zmieniło. Przez
ostatnie trzy i pół roku przechodziliśmy różne fazy podróżowania z dzieckiem –
a oto one:
PIERWSZA FAZA – Podróż z cycem w
tle :)
Nie oszukujmy się tak było
najłatwiej – potrzebowaliśmy tylko jednej rzeczy – cyca mlecznego – i wszystko
było do zdobycia, do przemierzenia, do zobaczenia. Karmienie było proste,
szybkie i w każdej możliwej chwili – nie martwiliśmy się o czas, porę czy
miejsce – po prostu karmiliśmy się.
DRUGA FAZA – podróż z wrzątkiem
To był czas, kiedy Julka przeszła
na mleko modyfikowane – musieliśmy zawsze mieć wystudzoną wodę przegotowaną
oraz wrzątek, trzeba było też mieć odmierzone porcje mleka. Takie podróżowanie
nie było już takie beztroskie - ale nie niemożliwe czy jakoś szczególnie
uciążliwe. Wodę przegotowaną braliśmy w zapasowej butelce, a wrzątek braliśmy w
restauracjach czy stacjach benzynowych. Jasne trzeba było to bardziej rozplanować,
przygotować i ogarnąć.
Obie fazy były podobne w pewnych
elementach – każda z tych podróży to była WYPRAWA – dosłownie i w przenośni.
Pakując się do samochodu wyglądaliśmy jakbyśmy jechali na miesiąc a nie na
tydzień – w prawdzie staraliśmy się ograniczyć wszystko do niezbędnego minimum,
ale i tak wyglądaliśmy jak PARA WIELBŁĄDÓW z dzieckiem.
Trzeba było zmieścić wózek,
zabawki, książeczki, zabawki do wody, ubranka Julki (wiadomo jak to jest z
małym krasnalem – więc braliśmy kilka zmian – i nigdy nie zdarzyło się abyśmy wzięli
za dużo), butelki, smoczki, gryzaki, kosmetyki, kremy do pupy, do buzi, na
słońce, na wiatr, itp. …. I na szarym końcu nasze rzeczy tych było zawsze za
mało :)
Podobny był też stan podróżowania
Julki – czyli w momencie uruchamiania silnika Ona zasypiała, budziła się na
karmienie i zasypiała dalej – był to czas spokojnego podróżowania.
FAZA TRZECIA – jęki, piski
W Naszym przypadku to była bardzo
krótka faza – chyba tak naprawdę tylko raz Julka urządziła Nam taką podróż, że
40km od domu chcieliśmy zawracać – płakała, piszczała, jęczała i nic nie
pomagało ani jedzenie, ani bajki, książeczki, piosenki, krowy, konie i owce za
oknem. Nie pomagało NIC
Na Nasze szczęście ta faza była
jednorazowa – bo mogła Nas skutecznie zniechęcić do podróżowania z dzieckiem.
FAZA CZWARTA – spontan
No dobra nie taki zupełny, nie
taki jak za czasów sprzed Julki – ale bardzo podobny. Nasze wyjazdy to już nie
wyprawy kojarzący się z godzinami pakowania, wielbłądami, zawalonym samochodem,
zatrzymywaniem się po wrzątek. Teraz wsiadamy i jedziemy :)
Oczywiście pamiętamy o
przekąskach – serki do kieszonki, jogurty, chrupki kukurydziane, wafle ryżowe,
czy herbatniki. Pamiętamy o atrakcjach – piosenki, bajki – to stało się dziecinnie
proste gdy kupiliśmy Małej DVD do samochodu – teraz tylko musimy się martwić o
jakoś i tematykę bajek.
Nasze dzisiejsze podróżowanie
powoli zaczyna przypominać to o czym mówiłam w ciąży – nic się nie zmieni.
Julka sama dopytuje się o kolejne wypady – podróżowanie fajnie znosi jest
ciekawa tego co za oknem, co przed Nami co u celu – czeka na kolejny wyjazd, a
gdy wróci z zapartym tchem opowiada co widziała, gdzie była i co robiła.
Każda faza miała coś w sobie, ale
ta w której znajdujemy się teraz jest taka jaka być powinna PODRÓŻ Z DZIECKIEM.
A Wy jak podróżujecie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz