poniedziałek, 10 listopada 2014

aktywna niedziela

Aktywność to jest to lubię, to coś czego potrzebuję, gdy byłam młodsza - czyli czasy podstawówki, liceum i studiów aktywność kojarzyła mi się z codziennymi treningami, ścianką wspinaczkową oraz bardzo częstymi wyjazdami w góry. 


Harcerstwo oraz grupa turystyczna mi tą aktywność ułatwiały - rodzicie chętnie zgadzali się na weekendowe wypady gdzieś - do lasu na biwak, na wędrówkę pod górach, czy rajd rowerowy. Oni się zgadzali, a ja korzystałam - czasem nawet za dużo, nabawiłam się poważnej kontuzji kolana, potem drugiego - ale nadal wyjeżdżałam, łaziłam po górach - ukochałam góry, był czas kiedy nie wyobrażała sobie kwartału bez kilka dni na grani. Dopiero tam czułam, że żyłam - gdy mięśnie bolały, kolana dawały do wiwatu oddychałam głębiej, pełniej - żyłam i kochałam takie życie.

Moja beztroska spowodowała, że banalna z początku kontuzja stała się poważną sprawą - był czas gdy stało przede mną widmo w najlepszym wypadku chodzenia o kulach - to właśnie wtedy odpuściłam i przez rok nie oddychałam górskim powietrzem, a w bucie nie uwierał mnie kamień ze szlaku. Moje trekingi pokryły się kurzem, a ja wytrwale ze łzami w oczach rehabilitowałam się, aby móc jeszcze raz poczuć halny na skórze.

Wróciłam ... ze zdwojoną siłą, z zaleczoną kontuzją, z córką :) obiecałam sobie, że pokażę Julce to co kocham, czym kiedyś żyłam, jak żyłam i że dam Jej wybór i będę wspierać Ją w każdej podjętej decyzji (a po cichu mam nadzieję, że pokocha aktywność tak jak ja). 

Od ponad czterech lat pokazuję Jej jak można spędzać czas - nie przed telewizorem, komputerem, ale aktywnie i dzisiaj była taka RODZINNA aktywna niedziela. Nasza trójka (Stefan kategorycznie odmówił założenia rolek), dwie pary rolek i jedna różowa hulajnoga - jak myślicie do kogo należała? Wspólnie odkryliśmy cudowne miejsce u Nas - okazało się, że i my mamy gdzie być aktywni (od niedawna, ale jednak) - cudownie zagospodarowany brzeg największego jeziora jakie mamy - Jeziora Krzywego (Ukiel).

Ścieżki, podjazdy, zjazdy, olbrzymi plac zabaw oraz cudowne restauracje, a do tego całkiem spora i świetnie wyposażona wypożyczalnia sprzętu - rowery, rolki - są na wyciągnięcie ręki i za przyzwoitą kwotę.

Po dwóch godzinach śmigania przyszła pora na gorącą kawę z bitą śmietaną, pyszne ciacho i czekoladowe babeci (jak to mówi Julka) - a to wszystko nad brzegiem jeziora w przyjemnej i bardzo klimatycznej Hangloose Caffe

Kocham góry i tęsknię za nimi, ale teraz wiem, że i u siebie na podwórku mogę oddychać - bo Nasza trójka (no dobra czwórka) czuje się dobrze z aktywnością w tle.


2 komentarze: