poniedziałek, 3 lutego 2014

z życia ...

Nie wiem kiedy pierwszy raz natrafiłam na ten dowcip - podejrzewam, że był to czas kiedy Julki nie było jeszcze z Nami - wywołał u mnie salwę śmiechu. Gdy jest mi źle, smutno, wracam - bo efekt za każdym razem jest taki sam. 

Przeczytajcie  - może i Wam poprawi humor :)


Pani przedszkolanka pomaga dziecku założyć wysokie, zimowe butki. Szarpie się, męczy, ciągnie...
- No, weszły!
Spocona siedzi na podłodze, dziecko mówi:
- Ale mam buciki odwrotnie...
Pani patrzy, faktycznie! No to je ściągają, mordują się, sapią... Uuuf, zeszły! Wciągają je znowu, sapią, ciągną, ale nie chcą wejść..... Uuuf, weszły! Pani siedzi, dyszy a dziecko mówi:
... ... - Ale to nie moje buciki....
Pani niebezpiecznie zwężyły się oczy. Odczekała i znowu szarpie się z butami... Zeszły!
Na to dziecko :
-...bo to są buciki mojego brata, ale mama kazała mi je nosić.
Pani zacisnęła ręce mocno na szafce, odczekała, aż przestaną jej się trząść, i znowu pomaga dziecku wciągnąć buty. Wciągają, wciągają... weszły!.
- No dobrze - mówi wykończona pani - a gdzie masz rękawiczki?
- W bucikach.

6 komentarzy:


  1. Kiedyś nie mogłam opanować śmiechu przy tym dowcipie, ale teraz też mnie ucieszył ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten żart, dzięki, że go przypomniałaś ! :D Tak to własnie jest z tymi dziećmi, potrzeba anielskiej cierpliwości :) Dołączam do obserwatorów i zapraszam do nas !:)

    OdpowiedzUsuń