poniedziałek, 13 maja 2013

BOHATER

Kot - jaki jest każdy widzi, to co widać to jednak nic - po świecie krążą jeszcze dodatkowo legendy o tym jak to koty zagryzają niemowlęta, przenoszą śmiertelne choroby i ogólnie są FUJ.

Ja patrze na to inaczej - KOCHAM KOTY - chyba od urodzenia, bo kot o imieniu Buras (etymologia imienia jest następująca - był bury - koniec etymologii) spał w nogach w moim łóżeczku, jeździł w koszyku na zakupy w mojej pierwszej czerwonej furze, a potem w wózku dla lalek (nie miałam dla Niego litości), bawił się ze mną w piasku - kiedyś myślałam że lubi nakopywać mi mokry piasek - dzisiaj patrze na to inaczej.


Mamy KOTA - to była Nasza pierwsza poważna decyzja przedślubna, która brzmiała "CHCEMY KOTA" - Pan Mąż w przeciwieństwie do mnie nie był wielkim fanem zwierząt, ale pokochał jak swego :)

To nie My go wybraliśmy, to On WYBRAŁ Nas - miał być inny - jest RUDY.

Zwie się STEFAN - choć nie raz wolałam na Niego:
- wredna ruda małpa;
- Ty sku......
- tygrysku
- paskudo
- miałczydło
Rudy to nie kolor to charakter - i tak jest i tym razem - był taki moment kiedy dojrzewała we mnie myśl "oddam kota w dobre ręce" - przeszło mi? trochę - choć jak patrze na zniszczone meble w Julki pokoju to .... no właśnie wtedy pojawia się jedno z imion, które nie brzmi jak Stefan.
tu Julka ma 6 miesięcy i nadal jest mniejsza od Stefana

Wszystko to nie ma znaczenia bo Stefan jest BOHATEREM - otóż w nocy z soboty na niedzielę - do Naszego kanału wentylacyjnego wpadło coś, coś piszczącego, coś co obijało się o komin, coś co Nas obudziło, a w zasadzie obudził Nas Stefan odgłosem spadającego ręcznie malowanego wazonu. Rudzielec próbował dostać się do kratki - którą prawie oderwał od komina. 

Co Wam będę ściemniać - dostał zjebkę, a ja rozpoczęłam próby wyciągnięcia tego czegoś co tam wpadło - na próżno - robiłam tysiące podejść - nawet próbowałam to coś wyciągnąć przy pomocy odkurzacza - na próżno.

Pomyślałam, skoro Strażacy zdejmują koty z drzew, to może wyciągają ptaki z przewodów wentylacyjnych - bardzo miły Pan Strażak uświadomił mnie, że i owszem, ale przy tym rozbiorą mi cały komin - między wierszami można było usłyszeć - niech zdechnie.
Poddałam się wieczorem - ptaszysko ucichło, a ja pomyślałam "odszedł"

Wracamy dzisiaj do domu, wchodzę i widzę Stefana w kuchni, na podłodze wala się gruz - wchodzę dalej, a tam NASZ KOT siedzi i gapi się swoimi wielkimi rudymi (naprawdę nawet oczy ma rude) na gołębia - patrzę do góry - kratka wyrwana, jakieś pióra - gołąb CAŁY, bez najmniejszych obrażeń.

Stefan wyrwał kratę, wlazł do kanału, najprawdopodobniej wlazł w dół, chapnął gołębia i się wycofał (musicie wiedzieć, że kot nigdy się nie odwróci, zawsze wyjdzie tak jak wszedł, w przeciwieństwie do psa, który ma w zwyczaju się odwracać w zamkniętych, ciasnych pomieszczeniach).

I jak go nie kochać? Kot - drapieżnik, co to poluje na ptaki, myszy i inne - uratował jednemu z nich życie. 

W nagrodę ma dożywotnie mizianie, drapanie, głaskanie :)

5 komentarzy:

  1. Bohater! Boski jest, już go lubię ;)
    My też mamy w domu kotkę ;)
    Natalka nie daje jej żyć, ale co tam fajnie jest wychowywać się ze zwierzętami ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity kot :-)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjna historia :-) Pomiziania dla Stefana!

    OdpowiedzUsuń
  4. A czy przypadkiem Stefan nie chciał go (ptaka) zjeść? ;)
    Pozdrawiam.
    (posiadaczka 3 kotów)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie miał taki plan - jak to z kotami bywa. Ale nie zrobił tego, tylko poczekał, aż po powrocie wypuszczę gołebia na wolność.

      Usuń