środa, 4 lipca 2012

Książki


Pamiętam jak dziś, kiedy kupiłam pierwszą książeczkę dla Małej Księżniczki, jak zaczęła się ta przygoda – może nie z literaturą bo na to jeszcze trochę za mało świadomości jest we wspomnianej Księżniczce. Była to książeczka dla niemowląt – szmaciana, szeleszcząca, z stworzona z materiałów o różnej fakturze – nie była to jej pierwsza książeczka – pierwszą dostała od mojej koleżanki (po jej synku – jak się okazało hit wszystkich kąpieli do dzisiaj). Książeczka gumowa, piszcząca – nadająca się do gryzienia, ślinienia, miętolenia, zalewania, podtapiania, itp.

Książki otaczają Małą Księżniczkę od pierwszych minut, chwil – otaczają ją nadal i mam olbrzymią nadzieję, że tak już będzie – że będzie uwielbiała książki, że będzie pochłaniała je jednym tchem.
Zaczęło się od „wodnej” książki, potem były materiałowe, szeleszczące, piszczące. Następnie w małe rączki dostały się książeczki kartonowe – co by było je trudniej zjeść J, oślinić, rozmiękczyć – takich oto mamy setki w domu – jedne są w nienaruszonym stanie, inne wyglądają jakby ktoś je zjadł, przetrawił i wypluł – ich stan świadczy o tym, że Mała Księżniczka zapałała do nich miłością pierwszą, prawdziwą J. Kartonowe książeczki przestały być atrakcyjne, kiedy nie dało się z nich nic wyjąc i nie miały tekstu do czytania (ile razy można słuchać jak Mama czy Tata mówi, to jest jabłko, a to sikorka) Mała Księżniczka zapragnęła książeczki gdzie rodzice mogliby trochę poczytać, pozmieniać głosy – bo czytanie przez jedno z nich na wiele głosów było bardzo zabawne – nasz dom opanowały książeczki z otwieranymi okienkami, wydające odgłosy – np.: słonia – to jedna z nielicznych książek, którą szybko schowałam – nie mogłam słuchać jak książka się na mnie drze – była straszna.

Całkiem niedawno weszliśmy w fazę książek z „normalnymi” stronami – czyli takimi, które łatwo porwać, oślinić (chodź już Mała Księżniczka tego nie robi) jednym słowem książeczki, które w jednej chwili przestają istnieć. Pojawia się ich coraz więcej w domu – jedne są delikatnie mówiąc zmaltretowane, ale coraz częściej Mała Księżniczka podchodzi do książek z szacunkiem – nie depcze ich, nie wygina, nie rwie – i tak oto nastał czas ….

Od wczoraj Mała Księżniczka jest posiadaczką KARTY BIBLIOTECZNEJ – zapisałam ją do biblioteki dla dzieci i młodzieży – wypożyczyłyśmy 7 książeczek – głownie opowiadania o KUBUSIU PUCHATKU (ku mojej uciesze, bo mam świra na punkcie tego misia o bardzo małym rozumku) oraz bajeczki o misiach.
Wieczorem było czytanie – jak to się wszystko zmieniło – nie muszę już „walczyć” o uwagę aby moje dziecko dało przeczytać mi kilka linijek bajki – teraz sama przynosi książeczkę, gramoli się na moje kolana i z anielskim uśmiechem mówi „mama czyta”.

Moja Mała Księżniczka J

środa, 20 czerwca 2012

Planowanie

Pamiętam moje niespełna osiem miesięcy ciąży - nie był to okres chaosu, roztargnienia - choć mój małż mówi, że o wielu rzeczach zapominałam, że nie byłam już taka zorganizowana jak kilka miesięcy wcześniej. Ale na Boga jak tu być zorganizowanym w takim samym stopniu jak wcześniej - kiedy Twoją uwagę rozprasza delikatnie mrowienie w podbrzuszu - motylki - jeszcze wtedy nie wiedziałam, że Mała Księżniczka daje mi tak znać, że JEST. Z czasem motylki zamieniały się w wyraźne ruchy, aż w końcu kopniaki - i jak być skoncentrowanym jak "bach - stopa pod żebrem" - oj uwielbiała to ta moja mała istotka - zresztą nadal lubi, gdy w nocy przyczłapie do naszego łóżka - zawsze mnie kopnie, zawsze wkręci stopę tak, abym wiedziała, że JEST.

Ale wracając do tematu - należę do osób zorganizowanych, umiejących zaplanować wszystko - jakbym znała dokładną datę końca świata - to też bym to temu światu zaplanowała co do minuty. I tak było też w ciąży - a muszę wspomnieć, że właśnie kupiliśmy nowe mieszkanie - nowe zupełnie gołe - i ja ta "niezorganizowana ciężarówka, co to nie o wszystkim pamięta" - miałam wymierzone pomieszczenia, zamówione wszystko (jasne, że zdarzało się, że dwa razy odmawiałam kafle na podłogę, po czym zamawiałam te z pierwszego zamówienia). Urządziłam mieszkanie, posprzątałam i "rozsypałam się".

Planowanie - dosłownie zaraz po tym jak Mała Księżniczka pojawiła się na świecie - ja juz miałam zaplanowane wszystko - zycie zweryfikował niektóre z planów, ale większość miała się dobrze.

Parę dni temu usłyszałam, że koleżanka planowala wszystko, minuta po minucie, aby odzyskac kontrole nad własnym życiem - ja chyba tez tak robiłam, ale aby tej kontroli nie stracić. Przez pierwsze dni uczyłam się nowego rytmu dnia, musiałam się nauczyć, że teraz nie ja, nie moje potrzeby są najważniejsze - ale że jest na świecie istota, która jest ważniejsza od wszystkiego co dotąd znałam - po kilku dniach nauczyłam się tej Istoty - zmodyfikowałam rytm, tak abym i ja miała w tej nowej rzeczywistości swoje miejsce - i tak żyjemy.

poniedziałek, 28 maja 2012

Mój trzeci raz

To mój trzeci raz - 26 maja - trzeci raz obchodzę Dzień Mamy.

Pierwszy raz - Mała Księżniczka miała niecałe dwa miesiące - była taka maleńka - mały kruszek.
Mniej wiecej w tym okresie narodził się nasz mały rytuał zasypiania w dzień - Księzniczka uwielbiała, a ja wraz nią chwilę kiedy zasypiała mi na brzuchu - bliskość jaką czułam była prawie mistyczna - zdradzę Wam, że tęsknię za tymi chwilami.

Drugi - biegające, gadające - z racji tego, że Mała Księżniczka na długo przed swoimi pierwszymi urodzinami chodziła, więc Dzień Mamy - była małym biegająceym skrzatem. Byłam już ponad rok Mamą - bogata w wiedze, doświadczenia.

Trzeci - Mała Księzniczka - budzi mnie mówąc "Popi Mama nie pi" - w wolnym tłumaczeniu to Proszę Mamo nie spij. Jest małym słodziakiem - uwielbiam chwilę, kiedy gdy wiem, że już wgramoliła się do naszego łóżka pochyla się i daje mi buziaka w nos. Kiedy gdy zabieramy ją ze żłobka biegnie i krzyczy MAAAAMMMAAA. Kocham być Mamą - nie wyobrażam sobie, że mogłabym nią nie być.

Mała Księżniczko - dziekuję, uczyniłaś mnie Mamą :)

Dwa miesiące później ...

Oj trochę mnie tu nie było - a przecież obiecałam sobie i Małej księżniczce, że będę pisała coś codziennie - nie wyszło. A czemu to zupełnie inna bajka - cóż życie.

Od mojego ostatniego posta - zaliczyliśmy bilans dwulatka - Mała księżniczka mierzy 86cm i waży 12kg - książkowo. Najbardziej ubawił mnie Pan dr przeprowadzający bilans, pytając mnie:
- "Czy ma Pani poczucie, że dziecko słyszy i widzi?"
- Tak mam takie poczucie

bach w karcie - wzrok prawidłowy, słuch prawidłowy.


piątek, 30 marca 2012

7:55

Dwa lata temu, dokładnie o 7:55 usłyszałam pierwszy krzyk Małej Księżniczki. O 6 tygodni za wcześnie, trochę z zaskoczenia - ale właśnie dokładnie o tej godzinie zmieniło się całe moje życie, nasze życie.

Pamiętam wszystko co się działo tego poranka, co się działo przed i po, pamiętam ból, pamiętam strach, oczekiwanie i olbrzymie szczęście kiedy położna położyła mi tą małą różową istotkę na piersi - pamiętam, że zapytałam czy to na pewno dziewczynka.

Nie wiem czy to dobre stwierdzenie, ale w tej właśnie chwili narodziłam się na nowo - nowa ja - MAMA - matko jak to dumnie brzmi - wymawiałam to słowo pewnie miliardy razy w odniesieniu do mojej Mamy, Mamy mojej siostry, i pewnie w stosunku do tysięcy innych Mam. Ale kiedy wymówiłam je wtedy na sali porodowej nr 1 nie wymawiałam ich w kontekście innej osoby, nie wymawiałam go myśląc o kimś innym - wymawiałam je będąc Mamą - wymawiałam je myśląc o tej małej istotce, która dała mi ten wielki dar - sprawiła, że mogłam tak o sobie myśleć, mówić.
Kiedy nosiłam ją jeszcze pod sercem, często mówiłam, że bardzo Ją kocham, że czekam i że nigdy jej nie opuszczę, mówiłam że jestem jej Mamą, ale wszystkie uczucia nie mają się nijak do tego, które uderzyło mnie o 7:55.


Dzisiaj moja Mała Księżniczka skończyła dwa lata - jest już duża - sama o sobie tak mówi, a ja nadal pamiętam tamten dzień, ciepło jakie poczułam gdy jej dotknęłam, pamiętam zapach jej główki, pamiętam te maleńkie rączki, paluszki i grymas na buzi.

środa, 28 marca 2012

Odsmoczkowana

Mała Księżniczka odsmoczkowała się sama - jak to przystało na dziecko, które "ja sama"

Nie przeszkadzało mi jakoś, że Mała nadal dziamga smoka - nie przekonywały mnie stwierdzenie o krzywym zgryzie - bo Mała ma śliczne proste ząbki. Wychodziłam z założenia, że jak będzie chciała to sama z nigo zrezygnuje i tak właśnie się stało. Znowu wyszło na moje :)

A było to tak - podczas imprezy rodzinno - urodzinowej, kiedy pojawił się tort - a wyglądał zachwycająco, był w kształcie żółtego sera, miał dziury a w nich małe cukrowe myszki - istny majstersztyk.
Mała po zdmuchnięciu świeczki złapała za jedną z myszek i pcha do buzi. W tym momencie postanowiłam zareagować  - powiedziałam Małej Księżniczce, że jeżeli chce myszkę musi oddać mamie smoka - co też uczyniła.
Potem gdy mówiła "monio mema" czyli szukała smoka pytałam gdzie go ma, na co moja mała rezolutna córeczka "mimi ma" czyli myszka zabrała.
I tak do dzisiaj - Mała Księżniczka anie upomina się o smoka, nie płacze, ładnie zasypia bez niego. Jasne potrafi obudzić się w nocy, ale wystarczy pogłaskać ją po główce i zaraz smacznie zasypia mlaskając - cóż za słodki dźwięk :)

I tak oto tym sposobem przed 2 urodzinkami pożegnaliśmy SMOKA

poniedziałek, 26 marca 2012

Już za chwileczkę...

Nie było mnie tu trochę - złożyło się na to kilka czynników:
- w firmie nie mam czasu aby pomyśleć o blogu, a co dopiero na nim pisać,
- w domu - przygotowania pełną parą do 2 urodzin Małej Księżniczki,
- we mnie - dopadł mnie gigantus lenus (nazewnictwo ze starych dobrych czasów)

Urodzinki przed nami, a impreza urodzinowa dla rodziny już za nami :) - w sobotę mieliśmy istny zjazd rodzinny - począwszy od dziadków skończywszy na najmłodszym pokoleniu czyli ciotecznym bracie Księżniczki. Impreza się udał, był tort, który sobie Mała Księżniczka sama wybrała - dosłownie - pokazała na zdjęcie i powiedziała "Jula ma" - co w wolnym tłumaczeniu oznacza - to jest tort na ten rok. Wybrała świetnie - sama bym tego lepiej nie zrobiła - Ser z myszkami - ten typ tortów jak wchodzi się z nim do pokoju - pojawia się efekt dużego WOW - tak tez bylo i tym razem.

Były też prezenty - podobno bez nich urodziny się nie liczą - największą furorę zrobił KASK - rowerek biegowy swoją drogą, ale kask to hit sezonu, była też hulajnoga, cudna drewniana kołyska istna replika tej w której Księżniczka spała jak była maleńka, oraz "bony towarowe do realizacji na terenie całego kraju"

Tyle się działo, a u mnie ... cóż ja wzbogaciłam się o nowy lakier - w cudownym szmaragdowym kolorze - cóż dosłownie nosze szmaragdy na dłoniach :)