Pamiętam jak dziś, kiedy kupiłam pierwszą książeczkę dla
Małej Księżniczki, jak zaczęła się ta przygoda – może nie z literaturą bo na to
jeszcze trochę za mało świadomości jest we wspomnianej Księżniczce. Była to
książeczka dla niemowląt – szmaciana, szeleszcząca, z stworzona z materiałów o
różnej fakturze – nie była to jej pierwsza książeczka – pierwszą dostała od
mojej koleżanki (po jej synku – jak się okazało hit wszystkich kąpieli do
dzisiaj). Książeczka gumowa, piszcząca – nadająca się do gryzienia, ślinienia,
miętolenia, zalewania, podtapiania, itp.
Książki otaczają Małą Księżniczkę od pierwszych minut, chwil
– otaczają ją nadal i mam olbrzymią nadzieję, że tak już będzie – że będzie uwielbiała
książki, że będzie pochłaniała je jednym tchem.
Zaczęło się od „wodnej” książki, potem były materiałowe,
szeleszczące, piszczące. Następnie w małe rączki dostały się książeczki
kartonowe – co by było je trudniej zjeść J,
oślinić, rozmiękczyć – takich oto mamy setki w domu – jedne są w nienaruszonym
stanie, inne wyglądają jakby ktoś je zjadł, przetrawił i wypluł – ich stan
świadczy o tym, że Mała Księżniczka zapałała do nich miłością pierwszą,
prawdziwą J.
Kartonowe książeczki przestały być atrakcyjne, kiedy nie dało się z nich nic
wyjąc i nie miały tekstu do czytania (ile razy można słuchać jak Mama czy Tata mówi,
to jest jabłko, a to sikorka) Mała Księżniczka zapragnęła książeczki gdzie
rodzice mogliby trochę poczytać, pozmieniać głosy – bo czytanie przez jedno z
nich na wiele głosów było bardzo zabawne – nasz dom opanowały książeczki z
otwieranymi okienkami, wydające odgłosy – np.: słonia – to jedna z nielicznych
książek, którą szybko schowałam – nie mogłam słuchać jak książka się na mnie
drze – była straszna.
Całkiem niedawno weszliśmy w fazę książek z „normalnymi”
stronami – czyli takimi, które łatwo porwać, oślinić (chodź już Mała
Księżniczka tego nie robi) jednym słowem książeczki, które w jednej chwili
przestają istnieć. Pojawia się ich coraz więcej w domu – jedne są delikatnie
mówiąc zmaltretowane, ale coraz częściej Mała Księżniczka podchodzi do książek
z szacunkiem – nie depcze ich, nie wygina, nie rwie – i tak oto nastał czas ….
Od wczoraj Mała Księżniczka jest posiadaczką KARTY
BIBLIOTECZNEJ – zapisałam ją do biblioteki dla dzieci i młodzieży –
wypożyczyłyśmy 7 książeczek – głownie opowiadania o KUBUSIU PUCHATKU (ku mojej
uciesze, bo mam świra na punkcie tego misia o bardzo małym rozumku) oraz
bajeczki o misiach.
Wieczorem było czytanie – jak to się wszystko zmieniło – nie
muszę już „walczyć” o uwagę aby moje dziecko dało przeczytać mi kilka linijek
bajki – teraz sama przynosi książeczkę, gramoli się na moje kolana i z
anielskim uśmiechem mówi „mama czyta”.
Moja Mała Księżniczka J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz