poniedziałek, 14 września 2015

endorfinowy kopniak

Wiecie co daje mi szczęście, prawdziwego endorfinowego kopa? Powiecie jasne, że wiemy - to Julka, Rodzina, może nawet Stefan, praca .... i tak dalej, i tak dalej. 

To wszystko racja, ale ...


Każdego dnia rano, pare minut po piątej dostaje tego kopniaka wstając z łóżka ... o własnych siłach, bez niczyjej pomocy. Wiecie, teraz gdy to piszę bardzo się staram sobie przypomnieć jak to robię - czy przekręcam się na bok, a może zrzucam najpierw nogę z łóżka, podnoszę się, siadam. Kurcze nie wiem. Poważnie nie wiem jak wstaję.

E tam, powiecie - każdy to robi. Zgadzam się z Wami, ale gdy prawie piętnaście lat temu lekarz ortopeda oznajmił mi, że moje kolana są tak zniszczone, że wyglądają nie jak u dwudziesoletniej, młodej kobiety, ale osiemdzisięcioletniej staruszki. Po serii wielu medycznych zwrotów, usłyszałam - endoproteza. Ale jak, że ja - dwadzieścia lat i tytanowy staw? Jak długo on wytrzyma, jak długo będę czekać i czy nie mogę zrobić czegoś co sprawi, że jednak zachowam swój. 

Nie oszukujmy się proces "leczenia", rehabilitacja i nauka chodzenia była długa, bolesna i ... no właśnie - rozumiecie już teraz endorfinowego kopniaka codziennie rano. Rozumiecie dlaczego tak cieszy mnie wstawanie z łóżka. 
Leczenie to jedno, zabiegi chirurgiczne to drugie, rehabilitacja to zupełnie inny temat - ale aktywność fizyczna - kurcze bez niej bym nie chodziła. Nie mogę się nie ruszać, nie mogę sprawić, aby pamięć mięśniowa zanikła - muszę utrzymywać się z jakiejś formie. Dlatego biegam, nie dla medali, życiówek (poważnie, to takie ważne, że dystans przebiegłam nie w 61 minut tylko w 60,7). 

Nie myślałam, że będę biegać, na samą myśl mnie mdliło - aż załapałam, zaraziłam się i przepadłam - co gorsza podobno zarażam dalej (Karolina, Ilona sorry - mam nadzieję, że wybaczycie to starszej koleżance). Wsiąknęłam, szukam fajnych biegów - które niosą coś ze sobą - nie tylko życiówki, kolejne przebiegnięte kilometry, tylko idee, podtekst, drugie dno. 
Taki był Bieg Żołnierzy Wyklętych, 53 Bieg Westerplatte, taki był również bosy bieg na Służewcu, taki będzie również Bieg Niepodległości.

Biegam bo lubię, bo trzyma mnie to w pionie, bo moje kolana nadal chcą się zginać, a nogi nieść przed siebie.





6 komentarzy:

  1. I oby tak dalej! :) Ja bezustannie trzymam kciuki za Ciebie i wierzę, że i mi się kiedyś uda pobiec przed siebie bez zadyszki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola ale kto tu mówi o biegu bez zadyszki. Są takie dni ze dysze jak parowóz ale i tak warto

      Usuń
  2. Podziwiam Cię za walkę i wytrwałość... Aż mam wyrzuty sumienia, że jestem tak leniwa i nic nie robię aby zachować swoje zdrowie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki - nic nie stoi na przeszkodzie aby zacząć :)

      Usuń
  3. Zazdroszczę ja nie mogę zmusić się do biegania

    OdpowiedzUsuń