czwartek, 6 czerwca 2013

działo się

Nie było mnie, nie pisałam - bo nie miałam weny, ale jeszcze z jednego powodu - działo się. Ostatnie dwa tygodnie były bardzo intensywne. Atrakcji dostarczało Nam życie, dostarczała Nam Julka. Wszystko zaczęło sie dokładnie dwa tygodnie temu - od zorganizowanego przez Przedszkole DNIA MAMY I TATY - było przedstawienie, wierszyki, piosenki i oczywiście upominki - Mamusie (znaczy się ja) dostałam od Julki własnoręcznie zrobione korale (najnowszy krzyk mody - kilka dni nie mogłam się odprać z brokatu - jak to powiedziała Niunia "Mamusi będziesz teraz jeszcze bardziej błyszczeć), Pan Mąż dostał równie brokatowy jak moje korale, krawat :)

Dokładnie trzy dni później rozpoczął się dla mnie maraton po sklepach - nie żebym nie lubiła wydawać kasy - tym bardziej na siebie, ale tym razem przysparzało mi to raczej stresu niż przyjemności. Zakupy na wyjazd - okazało się, że wszystko co wygodne skończyło mi się - od wygodnych skarpetek i butów po okulary. Plan - WIEDEŃ :)
 A potem to już tylko albo aż Wiedeń - spacery, chłonięcie całą sobą atmosferę, klimat, historię tą książkową, ale i tą pikantną prosto z alkowy - o tym jak było w Wiedniu innym razem - a tym czasem kilka zdjęć.




karuzela łańcuchowa na wysokości 117m

2 komentarze:

  1. No to fajnie miałaś:) mnie niestety ominęłao bo Marti jest chora:(
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. takie prezenty od maluchów są najlepsze... sama trzymam karteczkę z wydzieranki mojej chrześnicy którą dostałam pare lat temu-jest przepiękna :D

    a Wiednia :) mmmmmmmm

    OdpowiedzUsuń