czwartek, 12 lipca 2012

Zdjęcia - zatrzymany świat


Wracając do Małej Księżniczki, której zdjęcie mam na pulpicie oczywiście służbowego laptopa … na służbowym bo na domowym nie ma sensu – przecież w domu mam oryginał na wyciągnięcie ręki, a w zasadzie nawet kiedy tej ręki nie wyciągam.

Odkąd sięgam pamięcią zawsze robiłam zdjęcia – czasem mam wrażenie, że urodziłam się z aparatem w ręku – trzeba to powiedzieć kocham, uwielbiam robić zdjęcia. Pierwszy aparat jaki był w stu nawet dwustu procentach mój i trzeba było użyć głowy aby zrobić zdjęcie był ZENIT TTL – dostała go od mojego Taty, który też „urodził się z aparatem” – więc pewnie u nas to rodzinne.  Z bardzo wczesnego dzieciństwa pamiętam Tatę który robił mi masę zdjęć – zresztą mam ich z tego okresu tonę – gdyby w tamtych czasach Tata miał aparat cyfrowy miałabym ich miliardy, a nie tysiące.

Mam tak samo – to pewnie też odziedziczyłam po Tacie, że od pierwszych minut życia Małej Księżniczki robiłam jej zdjęcia – na sale, gdzie leżała w inkubatorze nie mogłam wnieść aparatu, ale przemycałam telefon – gdzie oczywiście w dzisiejszych czasach w każdym egzemplarzu jest aparat. Przemycałam i robiłam – potem w nocy na pustej Sali wpatrywałam się w to co udało mi się przemycić – patrzyłam, płakałam i wysyłałam Tacie Małej Księżniczki – i coś mi się wydaje, że on też patrzył i płakał.

Wracając do tematu – Mała Księżniczka ma tony – „gigabajty” zdjęć – był taki okres, że nie było dnia bez zdjęcia  - teraz może nie robię jej ich codziennie, ale bardzo często, minimum raz w tygodniu – a wyjście bez aparatu z domu – o czym ja mówię – nie ma takich wyjść. 

Jak Mała Księżniczka była naprawdę mała – wychodząc z domu trzeba było zabrać trzy elementy
- Małą Księżczniczkę
- torbę Małej Księżniczki (pieluchy, kremy, i inne )
- aparat

A kiedy zaczęła się uśmiechać – zdjęcia mogłam robić seryjnie – no i robiłam.

Kochanie – Mama Cię bardzo przeprasza, że pierwsze co zobaczyłaś wyraźnie był obiektyw J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz