Podróże od najmłodszych lat były częścią mojego życia - początkowo wakacyjne, z czasem doszły także weekendowe. Już jako dziecko nie potrafiłam długo wysiedzieć na miejscu - coś mnie gnało przed siebie.
Czasy podstawówki i liceum były nierozerwalnie związane z harcerstwem - co dawało prawdziwe pole do popisu jeżeli chodzi o biwaki, obozy, wędrówki czy zimowiska. W tym czasie zwiedziłam prawie całą Polskę i całkiem sporą część Europy - większość na stopa - podróż za jeden uśmiech :)
Gdy byłam w ciąży, nawet przez chwilę nie brałam pod uwagę, że mogę przestać podróżować. Byłam głucha na tych wszystkich życzliwych, którzy z uporem maniaka tłumaczyli, że z nadejściem dziecka życie się kończy. Kończy - moje się zaczęło, miejsca w których byłam nabrały nowego znaczenia, blasku - zapragnęłam pokazać je Naszej córce, pokazać je takimi jakie je zapamiętałam, pokochałam.
Dzisiaj gdy Julka ma 5 lat i ma zwiedzony całkiem spory kawałek Polski i Europy, wiem że podjęliśmy słuszną decyzję.
Oczywiście więcej teraz planujemy, rezerwujemy hotel, czy kwatery prywatne - poznajemy teren przed wyjazdem, pod kątem ciekawych miejsc, miejsc w których Julka będzie czuła się dobrze.
Tak własnie było w przypadku bardzo spontanicznego wyjazdu do Wenecji, któż nie marzył o wieczorze na Palcu św. Marka, czy romantycznej gondoli. Dla mnie Wenecja nie była nowością, ale dla Naszej RODZINY tak - długo się nie zastanawialiśmy będąc w Chorwacji wskoczyliśmy do samochodu bladym świtem, aby za 3h płynąć tramwajem wodnym po kanale Weneckim.
Było pięknie, magicznie i ... no właśnie - nie przemyślanie.
Gdy wskakiwaliśmy do samochodu, plan był taki - dojechać do Wenecji, a później się okażę. Nie był to jednak dobry plan - błąkaliśmy się po wąskich alejkach, obijaliśmy się o tysiące tak samo zagubionych turystów jak my, omijaliśmy fajne miejsca i tylko cudem trafiliśmy do sklepu Disneya (nie żeby to była główna atrakcja Wenecji, ale mając małą fankę Elzy, nie mogliśmy tego punktu zignorować).
Zobaczyć Wenecję i umrzeć (wiem, w oryginale jest Neapol) - tak, ze zmęczenia, zdezorientowania - bo plan nie był dopracowany.
Na naszej lodówce wisi maska wenecka, Julka w pokoju ma przywieziony wachlarz - to pamiątki po spontanicznym wyjeździe - przywieźliśmy jeszcze coś "niedosyt". I teraz gdy jesteśmy na etapie planowania tegorocznych urlopów wiemy, że tam wrócimy. Tylko tym razem mamy już plan - który sprawi, że będziemy chłonąć atmosferę, minione lata, będziemy nasiąkać klimatem. Tym razem nie będzie tak spontanicznie, ale tym razem niedosyt nie wróci z Nami do domu.
Robiąc PLAN szukam w necie ciekawych stron, linków, portali - tym razem pomocny okazał się Portal turystyczny, który oferuje wycieczki, bazę noclegową, bilety lotnicze - znalazłam wymarzoną ofertę dla Nas - spacery uliczkami Wenecji, rejs gondolą, jedzenie, pełna obsługa przewodnika.
Wenecja i Nasza Rodzina zasługują na bliższe poznanie, na coś więcej niż wenecka maska na lodówce - chcemy pizzeriny z wózka przy kanale, prawdziwych włoskich gellato, bolących stóp od spacerów po wybitych, śliskich stopniach na schodach wszystkich 400 weneckich mostów. Chcemy przysiąść na chwilkę na Placu św. Marka i chłonąć klimat, chcemy wiedzieć gdzie iść, chcemy słuchać o historii, architekturze, zwyczajach - chcemy zostawić niedosyt za sobą.
Jak tylko wrócimy opowiem Wam o różnicach tych dwóch wyjazdów do tego samego miejsca.
Pierwsza fota genialna! My mamy podobne plany :) Udanego urlopowania!
OdpowiedzUsuńWenecja jest magiczna - polecam, ale tak jak napisałam z planem, z przewodnikiem - niekoniecznie takim trzymanym w ręku
UsuńW moich wspomnieniach z odległej już w czasie wyprawy, Wenecja to miasto o przepięknych zabytkach, ale z okropnym zapachem, szczególnie w uliczkach :-).
OdpowiedzUsuńgdy byłam tam pierwszy faktycznie nie pachniało tam fiołkami, ale teraz nie czułam tego zapachu, a kanał wyglądał na czysty
Usuń