piątek, 23 stycznia 2015

ciokoń

Zastanawiałam się jaki ten rok będzie - poprzedni okrzyknęłam 1 stycznia rokiem podróżowania, a ten ... no właśnie - podróżować nadal będziemy - nie mogę "ściągnąć" nazwy. Przygotowując ten wpis już wiedziałam - to ROK NOWOŚCI :) 


I jak na ROK NOWOŚCI przystało - trzeba zacząć od czegoś nowego, nie martwcie się nie zacznę pisać o stylówkach, fotografować ciuchów i opisywać co, gdzie i za ile - nie zrezygnuje także z kilku stałych cyklów. To ma być nowość, a nie wyzbycie się tego co stare i dobre.

Jak już zaczynać to z grubej rury - nie wiele myśląc postanowiłam, że ten rok zaczniemy podróżą (tak żeby połączyć jeden z drugim), ale tym razem to nowa nowość.
Po pierwsze - pojechałyśmy tylko we dwie (plus plecak zabawek), a po drugie - bo pociągiem. O ile ja w życiu pociągami się najeździłam - miałam nawet opracowany sposób na spanie na górnej półce (czyli tam gdzie zazwyczaj leżały, walizki, plecaki i inne cuda) - to Julki to była pierwsza podróż tym środkiem lokomocji. Wiecie jak to bywa z tymi pierwszymi RAZAMI - musi to być coś z efektem WOW - pomyślałam i wymyśliłam - celem podróży stał się Wrocław :) a co jak szaleć to szaleć. 

Odpaliłam kompa, wstukałam trzy literki PKP i już wiedziałam, co, jak, kiedy i za ile. W efekcie jakaś tajemnicza siła nie pozwoliła mi zarezerwować biletu przez internet - jak się potem okazało wyszło mi i mojemu portfelowi tylko na dobre. Otóż wybierając pierwszą klasę, dla mnie i dla prawie 5 letniej Julki - przez neta nie otrzymałyśmy żadnych zniżek. Natomiast przy kasie w okienku okazało się, że mogę na pierwszą klasę kupić bilet rodzinny i takim sposobem zaoszczędziłam prawie stówkę,

Nie oszukujmy się ponad siedem godzin w zamkniętym pomieszczeniu jakim jest przedział z bardzo żywiołowym dzieckiem to wyzwanie - do którego musiałam się przygotować. Jechałyśmy same, więc spacery po pociągu nie wchodziły w grę - bo bagaż - a spacery z walizką, plecakiem, nie należą do fajnych, łatwych i pożądanych.

Aby podróż była PRZYJEMNA - trzeba pamiętać o kilku rzeczach:
- ja zdecydowałam się kupić bilety na pierwszą klasę. Kilkanaście złotych więcej, a komfort zupełnie inny. Przedział 6 osobowy, szerokie, rozkładane fotele - nie wiedziała, czy Julka nie będzie chciała spać, a tak było łatwiej. Zapomniałabym, że było także gniazdko więc ładowanie telefony, tabletu czy lapka to nie problem.
- spakowałam Julce ulubione zabawki, kolorowankę, kredki (to strzał w dziesiątkę, w sumie kolorowała z dwie godziny)
- miejsce przy oknie - dla dziecka samo patrzenie na zmieniający się świat to już spora frajda, a jak jeszcze jedzie się pociągiem to już WOW
- przekąski - u nas to maślane bułeczki i kabanosy - zestaw gwarantujący, że Julka coś w podróży zje.

Siedem godzin - straszne - nic bardziej mylnego. Bawiłyśmy się świetnie, było kolorowanie, przytulanie, oglądanie świata i szukanie sarenek. Julka to urodzona podróżniczka, a teraz wiem - że i pociągiem możemy na koniec świata :) Także to na pewno nie nasz ostatni raz - PKP drżyj.

 rysowanie

 zabawki :)

 godzina snu :)

konsumpcja



1 komentarz:

  1. Oj fakt, podróże PKP wspominam z rorrzewnieniem. Przedostatni raz jechałam mając 7 lat, a ostatni mając 26 i to właśnie do Olsztyna. Cieszyłam się na tę podróż jak dziecko i naprawdę się nie zawiodłam. Pociągi są świetne.

    OdpowiedzUsuń