czwartek, 20 marca 2014

w krainie żubra

Rok Podróżowania - taki był plan, w styczniu były góry - na luty zaplanowałam zupełnie inną scenerię. Plan jest taki, że jedziemy w fajne miejsce, nie siedzimy na tyłku tylko zwiedzamy, korzystamy z atrakcji, dań regionalnych, spotkań z przyjaciółmi - SPĘDZAMY fajnie czas.

Zawsze chciałam tam pojechać, ale nigdy nie było jakoś okazji, zawsze było nie po drodze - aż do teraz. Zawzięłam się - KRAINO ŻUBRA - przybywamy :) Domyślacie się już gdzie byliśmy? Walentynkowy weekend spędziliśmy w Białowieży.


Termin był bardziej przypadkowy niż zaplanowany - ale może właśnie dlatego - mieliśmy piękny dworek tylko dla siebie - nikt Nam nie przeszkadzał, nikt Nas nie niepokoił - byliśmy tylko MY - NASZA TRÓJKA. Do dyspozycji mieliśmy dwa przygotowane pokoje sypialne, wielką łazienkę, kuchnię, jadalnię, pokój gościnny z wielkim kominkiem i zapasem drewna oraz przepiękną drugą jadalnię (z której akurat nie korzystaliśmy). Poza tym było jeszcze sześć innych pokoi - oczekujących na gości. Dworek jest usytuowany na sporej działce - gdzie jest plac zabaw, miejsce na grilla oraz miejsca na wypoczynek dla dorosłych :) i to wszystko znajduje się w PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ :)

Ja trochę liczyłam na spotkanie z żubrem - miałam nadzieje, że przebiegnie Nam drogę albo da o sobie znać, że jest - nic takiego się nie stało - choć Pani, która przekazała Nam klucze wspomniała, że latem dwa żubry przeskoczyły ogrodzenie, rozejrzały się i wróciły do siebie.

Plan był oczywiście taki - że spędzamy przedłużony weekend aktywnie, ale po przekroczeniu progu, rozejrzeniu się, zrobieniu sobie kawy w porcelanowej filiżance i posadzeniu czterech liter przy kominku - co ja Wam tu będę ściemniać - nie chciało Nam się ruszać z miejsca, tym bardziej, że Julka weszła w rolę Księżniczki, Dziewczynki dobrze urodzonej - miała do dyspozycji salę balową i jak to stwierdziła czuła się jak w BAJCE.

Kawa, kawą - ale czas ruszać zwiedzać, chłonąć - wiecie muszę Wam się do czegoś przyznać - na wyjazdach jestem nienormalna - zmieniam się w potwora, w dyktatora zwiedzania, chłonięcia - jadąc gdzieś, chcę wycisnąć z tego miejsca wszystko co się da - chcę zwiedzać, robić zdjęcia, słuchać, jeść to co jedzą inni. Czasem niestety czas, pogoda, czy my sami stajemy okoniem do mojego planu, ale RODZINA dzielnie znosi taką wyjazdową dyktaturę, a Julka to chyba wyssała ją z mlekiem matki - bo potrafi się obudzić rano i rozpocząć dzień od " Mamo gdzie dzisiaj pojedziemy?" Skoro córka jest po mojej stronie, to pozostaje tylko naprowadzić odpowiednio Małża na zwiedzanie - dać mu hasło (niech kmini), a potem być dumnym i wdzięcznym, że tak fantastycznie zaplanował atrakcje - KOCHANIE, Ty wiesz :) buźka

Jeżeli będziecie kiedyś w Białowieży musicie koniecznie odwiedzić Muzeum Przyrodniczo Leśne - znajdujące się w pięknym kompleksie parkowym ( w tym samym miejscu znajduje się Brama Carska). Powiem szczerze nie lubię takich miejsc - nie lubię patrzeć na wystawy na których znajdują się wypchane zwierzęta - mam złe doświadczenia z tym. Ale tutaj byłam zachwycona - całą koncepcją wystawy, atmosferą, która sprawia, że turysta czuje się jakby przechadzał się miedzy zwierzętami, słychać ich odgłosy, szum puszczy. Każdy ze zwiedzających dostaje audio guide - lektor (Krystyna Czubówna) zabiera Nas w przepiękną podróż po puszczy :) Zwiedzanie trwa około godziny - dorośli płacą 12zł, Julka wchodziła gratis.
Poza niesamowitym głosem Pani Krysi - doznałam innych zaskakujących mnie odczuć - autentycznie byłam zainteresowana tym o czym Ona mówi, a do tego gdy podchodziło się do danej wystawy i światło delikatnie odsłaniało eksponaty powstawało WOW - była chwilka kiedy zastanawiałam się, czy te żubry są wypchane czy za chwilkę jeden ruszy w moim kierunku.
Wystawa to przedstawione zwierzęta małe i duże, owady, ryby i inne stworki - potworki.

Co warto zobaczyć - będąc w Białowieży nie można nie odwiedzić POKAZOWEJ zagrody dzikich zwierząt - można tam spotkać - sarny, rodzinę dzików, parę łosi, żubronie, wilki, rysie, jelenia Leona oraz całe stado żubrów.

Podchodząc do zagrody łosi przy której stało już kilku innych turystów - Julka z bananem na buzi
- Mamo, Mamo patrz
Ja: widzę Kochanie
- Mamo to łosoś
Ja: yyy. nie skarbie to łoś
- Mamo nie łosia to wczoraj jedliśmy na obiad, a to jest łosoś

Mina zgromadzonych bezcenna - więc, pamiętajcie jakbyście chcieli skosztować łosia - to zapraszam :)

Wieczory spędzaliśmy przy kominku, delektując się ciszą, spokojem - Nami, a następnego dnia pojechaliśmy do Pałacu Branickich - gdzie obecnie mieści się Akademia Medyczna - tam poza komnatami mieliśmy także okazje obejrzeć wystawę medyczną :)

Weekend był fantastyczny - moje pierwsze spotkanie z Białowieżą.





Podsumowanie:
- odpoczęliśmy jak nigdy
- wyciszyliśmy się
- zobaczyliśmy żubry z bardzo małej odległości - dosłownie były na wyciągnięcie ręki
- mamy dodatkowy magnes na lodówce
- Julka ma tysiące cudownych zdjęć
- Julka poznała kolegę KOSTKA - zdjęcie powyżej
- zwiedziliśmy kolejne fajne miejsca
- poznaliśmy fajnych ludzi :)
- piliśmy kawę z prawdziwej porcelany


2 komentarze:

  1. Tez marzy mi się Białowieża, może uda mi się ślubnego namówić w tym roku :) Kostek świetny, a jako kolega tez się spisał? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Białowieże polecam, ale chyba jednak latem jest tam więcej do zobaczenia czy mozliwości spędzania atrakcyjnie czasu.
      Kostek spisał się choć był małomówny :)

      Usuń