czwartek, 21 marca 2013

.... a moja to....

śmiało mogłabym powiedzieć, że stwierdzenia "a moja to", "a mój to", "wiesz, bo ja..." towarzyszą nam przez całe życie, ale ja osobiście zaczęłam zwracać na to uwagę niecałe cztery lata temu - zaraz po tym gdy dowiedzieliśmy się o ciąży.
Wcześniej mi to nie przeszkadzało, chyba nawet nie zawracałam na to uwagi - i nie dla tego, że "sama wszystko lepiej wiem" bo jestem alfą i omegą i nie dlatego także, że jest ze mnie wyjątkowo zarozumiały egzemplarz. Nie zwracałam na to uwagi - bo pewnie nie było wielu takich sytuacji - no bo jakich, wybór kierunku studiów - to przecież indywidualna sprawa, czy zakup mebli czy samochodu - kwestia gustu, a może fryzura - nie to też, nie bo dla przykładu prosząc fryzjerkę o prostą grzywkę moja twarz wyglądałaby jak księżyc w pełni.



Ale kiedy zaszłam w ciążę i potem kiedy, Niunia już była namacalnym elementem naszego życia zaczęłam zwracać na to uwagę - bo w jednej chwili okazało się, że wszyscy dookoła wiedzą lepiej co dla mnie i dla mojego dziecka jest lepsze, stosowniejsze, bardziej przydatne. Nie mówię, że nie pytałam, nie czytała i nie zabiegałam o radę - bo to nie prawda - pytała, czytałam i prosiłam - były chwile kiedy byłam tak przerażona zupełnie nową sytuacją, która stanęła na mojej drodze, że wręcz błagałam o to aby ktoś mi poradził.
Różnica jednak była znacząca - to Ja, prosiłam i zabiegała o nią, a nie dostawałam gratis w pakiecie typu,
- wyszłam na spacer - to chcę usłyszeć ile wolno mi spacerować, jak powinnam siebie i dziecko ubrać i oczywiście co robię nie tak
- nie tyłam, tak jakby sobie otoczenie tego życzyło - dostawałam "radę" co i jak jeść, aby przytyć 20, no może 30 kg więcej - bo przecież w ciąży trzeba jeść za dwoje, troje, czy za całe wojsko, nawet jak już się jeść nie chce.

Najgorsze przyszło jednak później - stwierdzenia "a moja to..." - okazało się, że otaczające nas środowisko ludzi znanych nam i tych zupełnie obcych czeka tylko na udzielenie nam "rady" - czas, miejsce nie miały znaczenia, liczyły się tylko rady.

Dokładnie nie pamiętam, ale pierwszy raz usłyszałam " a moja to" już w szpitalu od Mamy, która urodziła dzień po mnie, również pierwsze dziecko - różnica była także taka, że Ona miała tą przyjemność urodzić donoszone dziecko, a Nasza Niunia była wcześniakiem - usłyszałam "współczuje, ale moja to ładnie je z piersi" - wiem, że dziewczyna nic złego nie chciała powiedzieć, pochwaliła się tylko jakie ma zaradne dziecko, cieszyłam się z Nią - mimo, że moja Niunia była podłączona do aparatury i mogłam ją dotknąć wkładając jedynie rękę przez otwór w inkubatorze.

Kiedy wróciłyśmy do domku - włączyła się w to dalsza i bliższa rodzina - pisałam już o tym kiedyś, najgorsze jednak były rady ludzi obcych, spotkanych w piaskownicy, na spacerze, czy na ławeczce w parku. Niunia rozwijała się bardzo dobrze - jakby nie było trzeba korygować Jej wieku, robiła wszystko co inne dzieci urodzone w terminie, wodziła wzrokiem, łapała zabawki, wkładała nóżki do buzi, przekręcała się, siadała, wstawała, chodzić zaczęła mając 9 miesięcy, a w zasadzie delikatnie ponad 7 (wiek korygowany).

Pamiętam, jak kiedyś w piaskownicy jedna z Mam mi zwróciła uwagę, że dziecko w tym wieku powinno już mówić normalnie - zapytałam normalnie czyli jak.... składać pełne zdania, operować zdaniami złożonymi czy zacząć wygłaszać elaboraty - Pani się na mnie obraziła i stwierdziła, że jestem niemiła. Wiecie co sprawiło, że Pani postanowiła się ze mną podzielić wiedzą na temat rozwoju 14 miesięcznego dziecka - Niunia bardzo długo zamiast "miś" mówiła "BUBA" - miła kolegę Kubusia, czytaliśmy Jej bajki o Kubusiu Puchatku - łatwiej było Jej powiedzieć Buba niż Kuba, a że Kubuś Puchatek jest misiem - sami rozumiecie.

Myślę, że wiele z Was przerabiało "a moja córka w tym wieku, to ..." "a mój syn jak miał 2 latka to..."
czasem są to stwierdzenia miłe, czasem podsycone troską, a czasem po prostu złośliwe - cóż życie.

Ja w takich wypadkach odpowiadałam i odpowiadam nadal - każde dziecko ma swój czas - gdybyśmy wszyscy robili to samo w tym samym czasie - byłoby nudno - i teraz nie rozmawiałybyśmy o tym - zazwyczaj to skutkuje i wywołuje uśmiech na twarzy.

a żeby nie być gołosłowną "a moja Niunia to ... za niecałe dwa tygodnie kończy trzy lata" - jak ten czas leci.

3 komentarze:

  1. Tak właśnie jest :) grunt to dystans :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-))))
    wiesz... to dopiero początek... lawiny ;-)))
    Ludzi nie zmienisz... i choć w pełni Cię rozumiem to... jedyne co mogę zasugerować to... duuuużą dozę cierpliwości i pobłażliwości...
    A Twoja Niunia jest jedyna na świecie bo drugiej takiej nie ma... a ja ma tylko chrześnicę i... też jest jedyna... ;-)))

    Cieplutko Was pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja naprawdę jestem cierpliwa - ten post to takie krzywe zwierciadło

      Usuń