czwartek, 14 marca 2013

w-z-k

wzk - i bynajmniej nie chodzi mi o popularne ciastko z cukierni. Od czterech dni naszymi sponsorami są literki:
w - jak wirusowe
z - jak zapalenie
k - jak krtani

wzk - czyli wirusowe zapalenie krtani dopadło Niunię w poniedziałek, a w zasadzie w poniedziałek zostało zdiagnozowane - nie, nie czekaliśmy długo na diagnozę, nie było też specjalnych wcześniejszych objawów - siekło Niunię jak to na przyzwoity wirus przystało.



W poniedziałek Niunia już nie pojawiła się w przedszkolu - bo nauczona doświadczeniem - jak pojawia się katar i chrypka - nie wróży to nic dobrego, a na pewno nie ma sensu posyłać osłabione dziecko do przedszkola - nawet najlepszego, najbardziej sterylnego (nie wiem czy to słowo w przypadku przedszkoli, żłobków, szkół i innych miejsc pożytku publicznego funkcjonuje).

Skoro już pojawiło się zjawisko gilpopas :) trzeba udać się do lekarza, a w dobie techniki przecież funkcjonuje coś takiego jak rejestracja telefoniczna - zazwyczaj startująca 30 minut po normalnej. A skoro Niunia już została w domu, a ja nie miałam pewności, że dostaniemy się do lekarza postanowiłam skorzystać ze zdobyczy techniki - czytaj telefonu - i uruchomić pojęcie rejestracja telefoniczna.
O ja, naiwna - dodzwoniłam się dokładnie o 8:07 (dla przypomnienia rejestracja telefoniczna od 8:00) i pełna tej naiwności mówię " Dzień dobry, chciałabym zarejestrować dziecko do lekarza na popołudnie" (pomyślałam, że rano oblężenie bo każdy szybko do lekarza, potem dziecko do niani, dziadka i bach do pracy, to ja wykaże się sprytem i wybiorę popołudnie).

Mówiłam już o naiwności - informacja zwrotna brzmiała - "nie ma na dzisiaj numerków" - w głowie pojawiło mi się tysiące myśli, przetwarzałam je na bieżąco jak nie byle jakie procesor - wymknęło mi się "to jakaś paranoja, jest 8:07 a na dzisiaj nie ma numerków, jak to możliwe" zanim zorientowałam się, że to nie było w fazie przetwarzania, ale wyszło do klienta usłyszałam - "proszę Pani taki sezon, ludzie chorują"

Ja zdaję sobie sprawę, że ludzie chorują - mam takiego ludzia pod dachem ze zjawiskiem gilpopas. Grzecznie zapytałam czy jest w takim razie szansa na numerek na następny dzień - Pani z wielkim och... zarejestrowała nas na 16:10 na wtorek.

Podziękowałam, rozłączyłam się i wykonałam telefon do Pana Męża - w celu poinformowania go o sytuacji i stwierdzenia, że dzwonimy do pediatry domowego - tak mamy pediatrę domowego na specjalne okazje :) Dzwonimy - Pan doktor przybywa, bada, daje leki, wytyczne, my płacimy i czujemy, że system opieki zdrowotnej delikatnie mówiąc kopnął nas w cztery litery.

Pan doktor fachowym okiem spojrzał, osluchał i zawyrokował - wirusowe zapalenie krtani - dwa tygodnie w domu, poza normalnymi zaleceniami, typu syropek, witaminki był zapis drukowanymi literami "ZAKAZ MÓWIENIA" - i weź tu człowieku bądź mądry i pisz wiersze. Zakaz mówienia w wykonaniu Naszej córki wygląda tak, .... nie chwila, nie wygląda bo Jej się buzia nie zamyka, mówi, opowiada, wydaje dźwięki, śpiewa.

Pan doktor jest z tych młodszych i ma dzieci trochę starsze od Naszej Niuni - na odchodne stwierdził - "jak się Wam uda wprowadzić zakaz mówienia" to dzwońcie - wprowadzę u siebie" :) nie dość że fachowiec to jeszcze z poczuciem humoru :)

tak więc - wiem nie zaczyna się zdania od "tak więc" - siedzimy w domku, znaczy się ja i Niunia siedzimy w domku - bo Pan Mąż pracuje - ktoś Nas w końcu musi na chorobowym utrzymać. Rysujemy, malujemy, kolorujemy, układamy, gotujemy, sprzątamy, naklejamy - ale o tym innym razem - czyli co robić w domu podczas choroby z chorym dzieckiem, które uważa że jest zdrowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz