Mniej więcej od tygodnia w Naszej okolicy można zaobserwować
nadchodzącą wiosnę. Pierwsze promienie słońca zrobiły na mnie takie wrażenie,
że nie mogłam oderwać od nich oczu – jest to wyraźny objaw tęsknoty za ciepłem,
słońcem, wiosną – z racji, że apetyt rośnie w miarę jedzenia – jak jeszcze z
tydzień będzie tak słonecznie to zacznę tęsknić za latem. Cóż natura ludzka –
daj takiemu palec, a weźmie całą rękę. Jeżeli chodzi o ciepło, należę do takich
pazernych istot.
Ale nie o tym miało być – już wczoraj planowałam jak będzie
wyglądała sobota, jak tylko pogoda się utrzyma. Rano szybkie zakupy, aby nie
tracić dnia, a potem …. Spacery, spacery, łapanie promieni słonecznych, uzupełnianie
naturalnej witaminy D
Jak zaplanowałam, tak i wprowadziłam w życie. Rano odstawiliśmy
na dwie godzinki Niunię do dziadka i pojechaliśmy na szybkie zakupy, potem
zakupy do domku, wpakowaliśmy wszystko do lodówki, szafek i sruuu do dziadka po
Niunię.
Zanim gdziekolwiek wyruszyliśmy zrobiłam coś, co robił mój
dziadek gdy byłam mała. Moi dziadkowie (wszyscy) mieszkali w tym samym mieście
co ja, ale w fajnych miejscach, albo było blisko do lasu i nad jezioro, albo do
parku. Jako mała dziewczynka często spędzałam czas u jednych z nich – tych,
którzy mieli za oknem park, a w parku – kaczki, łabędzie, kasztany.
Dziadek przed każdym spacerem (wiedząc, że pójdziemy
odwiedzić kaczki) kroił stary chleb w kostkę, potem wrzucał to wszystko do
papierowej torby – i ruszaliśmy. On siadał na ławce, a ja karmiłam kaczki –
nieustannie próbowałam je namówić aby jadły mi z ręki – nawet dzisiaj tak
robię.
Wracając do tematu – dzisiaj rano zrobiłam to co mój dziadek
– pokroiłam stary chleb w kostkę, wrzuciłam wszystko do torby i wrzuciłam do
samochodu.
Niunia gdy usłyszała, że jedziemy do parku 9tego samego, do
którego ja chodziłam z dziadkiem) – pytaniom nie było końca, a gdzie, a kiedy,
a daleko jeszcze (jak osioł ze Shreka – ale daleko jeszcze, ale daleko, czy nie
daleko).
Niunia jest nieodzowną córką swojej Mamy, bo też z uporem
maniaka namawiała kaczki aby jadły Jej z rączki – kaczki jak to kaczki, za
kawałek chleba są w stanie zrobić wiele, ale jedzenie z ręki trzylatce – to zdecydowanie
za wiele, tym bardziej, że wspomniana trzylatka rzuca chleb jakby rzucała
kamienie – jednym słowem – sieje popłoch.
Były kaczki, był też zając – Niunia zapatrzona w wspomniane
wcześniej kaczuchy – straciła równowagę i bach jak długa – spodnie w błocie,
kurtka w błocie, Niunia w błocie – szczęśliwe dziecko to brudne dziecko – a ciuchy
– okazuje się, że proszku u nas pod dostatkiem – więc Mama (czytaj pralka)
wypierze.
Uwielbiam takie spacery – ciepłe, słoneczne, rodzinne –
a teraz, kiedy jest już coraz cieplej, kiedy wiosna puka do naszych drzwi –
będzie ich coraz więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz