sobota, 2 marca 2013

Kaczuchy, zając i wiosna



Mniej więcej od tygodnia w Naszej okolicy można zaobserwować nadchodzącą wiosnę. Pierwsze promienie słońca zrobiły na mnie takie wrażenie, że nie mogłam oderwać od nich oczu – jest to wyraźny objaw tęsknoty za ciepłem, słońcem, wiosną – z racji, że apetyt rośnie w miarę jedzenia – jak jeszcze z tydzień będzie tak słonecznie to zacznę tęsknić za latem. Cóż natura ludzka – daj takiemu palec, a weźmie całą rękę. Jeżeli chodzi o ciepło, należę do takich pazernych istot.




Ale nie o tym miało być – już wczoraj planowałam jak będzie wyglądała sobota, jak tylko pogoda się utrzyma. Rano szybkie zakupy, aby nie tracić dnia, a potem …. Spacery, spacery, łapanie promieni słonecznych, uzupełnianie naturalnej witaminy D
Jak zaplanowałam, tak i wprowadziłam w życie. Rano odstawiliśmy na dwie godzinki Niunię do dziadka i pojechaliśmy na szybkie zakupy, potem zakupy do domku, wpakowaliśmy wszystko do lodówki, szafek i sruuu do dziadka po Niunię.

Zanim gdziekolwiek wyruszyliśmy zrobiłam coś, co robił mój dziadek gdy byłam mała. Moi dziadkowie (wszyscy) mieszkali w tym samym mieście co ja, ale w fajnych miejscach, albo było blisko do lasu i nad jezioro, albo do parku. Jako mała dziewczynka często spędzałam czas u jednych z nich – tych, którzy mieli za oknem park, a w parku – kaczki, łabędzie, kasztany.
Dziadek przed każdym spacerem (wiedząc, że pójdziemy odwiedzić kaczki) kroił stary chleb w kostkę, potem wrzucał to wszystko do papierowej torby – i ruszaliśmy. On siadał na ławce, a ja karmiłam kaczki – nieustannie próbowałam je namówić aby jadły mi z ręki – nawet dzisiaj tak robię.

Wracając do tematu – dzisiaj rano zrobiłam to co mój dziadek – pokroiłam stary chleb w kostkę, wrzuciłam wszystko do torby i wrzuciłam do samochodu.
Niunia gdy usłyszała, że jedziemy do parku 9tego samego, do którego ja chodziłam z dziadkiem) – pytaniom nie było końca, a gdzie, a kiedy, a daleko jeszcze (jak osioł ze Shreka – ale daleko jeszcze, ale daleko, czy nie daleko).

Niunia jest nieodzowną córką swojej Mamy, bo też z uporem maniaka namawiała kaczki aby jadły Jej z rączki – kaczki jak to kaczki, za kawałek chleba są w stanie zrobić wiele, ale jedzenie z ręki trzylatce – to zdecydowanie za wiele, tym bardziej, że wspomniana trzylatka rzuca chleb jakby rzucała kamienie – jednym słowem – sieje popłoch.

Były kaczki, był też zając – Niunia zapatrzona w wspomniane wcześniej kaczuchy – straciła równowagę i bach jak długa – spodnie w błocie, kurtka w błocie, Niunia w błocie – szczęśliwe dziecko to brudne dziecko – a ciuchy – okazuje się, że proszku u nas pod dostatkiem – więc Mama (czytaj pralka) wypierze.

Uwielbiam takie spacery – ciepłe, słoneczne, rodzinne – a teraz, kiedy jest już coraz cieplej, kiedy wiosna puka do naszych drzwi – będzie ich coraz więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz