poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Urlop, urlop i ... po urlopie


Pierwszy dzień po urlopie – jeszcze nie mogę spojrzeć na to z poziomu rzeczywistości. 

Muszę pochwalić Małą Księżniczkę bo droga na urlop mimo, że ponad 600km nie była drogą przez piekło, a wręcz przeciwnie była całkiem sympatyczna. Mała Księżniczka spała, bawiła się, zagadywała samą siebie  - naprawdę bardzo fajnie się jechało.

Sam pobyt w górach – bo przecież gdzie można jechać z dwuletnim dzieckiem – jak to gdzie w góry. Przecież nie miało się nic zmienić w naszym  - moim życiu – więc skoro Tatry były w zeszłym roku, to teraz przyszła kolej na Góry Stołowe – ukochane góry stołowe. Czas jaki minął od mojego ostatniego pobytu to aż – 16 lat. Tak, aż tak długo kazałam sobie czekać aby ponownie stanąć na Błędnych Skałach czy od nowa zakochać się w Szczelińcu.

Tak długa nieobecność sprawiła, że pierwszego dnia łapczywie wdychałam powietrze, chłonne łam każdy milimetr klimatu, drugiego dnia odetchnęłam pełną piersią – tak „wróciłam do domu” – i nie piszę tego tylko o Stołowych – ale ogólnie o górach – bo kolejny raz uświadamiam sobie, że w górach czuję się jak w domu – może powinniśmy z małżem pomyśleć o przeprowadzce właśnie tam – do domu w górach.

Ale miało być urlopowo  - Księżniczkowo. Mała Księżniczka już od dawna jest w fazie – „a co to?”, „a po co?”, „a dlaczego?” – jest wszystkiego ciekawa – i uparta jak osioł – moja cała rodzina z pełną satysfakcją mówi, że ma to po mnie, a mój własny osobisty Tata, że w końcu wiem jak to jest mieć taki uparty egzemplarz. No cóż zostaje mi tylko położyć uszy po sobie i próbować „utemperować” ten mój egzemplarz.

Każdy dzień naszego pobytu w Górach był wypełniony po brzegi – nie chciałam tracić czasu na zbędne leżenie – chciałam naładować akumulatory na następny rok – a może pół – bo małż wspomniał coś o zimowym wypadzie – może się uda.

Przydał się także nowo wyrobiony paszport Małej Księżniczki - bo sporo czasu byliśmy zagranicami naszego kraju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz