Zgłaszając się do projektu DZIECKO NA WARSZTAT myślałam - "kurcze, będzie fajnie, ja się wykażę, a Julka skorzysta - nic, tylko same plusy". Potem przyszła obawa, że sobie nie poradzę, że porywam się z motyką na słońce, że bez sensu się zgłosiłam. Cza uciekał, a pogoda nie dawała się przejednać - nie pomagały prośby, nie pomagały groźby - przyszła chwila kiedy stwierdziłam "i cały misterny plan w pizdu". Miały być wycieczki, szuranie po liściach, a nie taplanie się w błocie - choć i taka forma warsztatów chodziła mi po głowie - "Juleczko, tak robi się błoto - widzisz, nikt nie mógł tego wymyślić lepiej - ot co - cała Matka Natura"
Zgłosiłam się dość późno, więc mało czasu zostało na bycie kreatywnym, na planowanie i oczywiście na zmianę planów - postanowiłam IDĘ NA ŻYWIOŁ - co ma być to będzie, jakby nie było przede mną jeszcze 9 kolejnych warsztatów, jak nie dziś, to się jeszcze zdążę wykazać.
Zebrałam co miałam, zaangażowałam Julkę do tworzenia "pomocy naukowych" - a tak na marginesie - nie wiem jak inne Mamy biorące udział w projekcie, ale ja autentycznie wyrzuciłam słowo WARSZTAT ze słownika - jakoś słowo samo w sobie urosło do rangi czegoś wielkiego, a ja tu zrobić warsztaty dla 3,5 rocznego dziecka - już to widzę:
- Julka teraz Mama będzie wykładać biologię - taaa jasne
Może poszłam na łatwiznę, a może wszystkie tak właśnie zrobiłyśmy, powiem więcej może taki był zamysł Projektu.
Do przeprowadzenia WARSZTATÓW BIOLOGICZNYCH użyłam:
- jednego stawu koło mojego Taty, a Julki Dziadka
- kilkunastu pływających po wspomnianym stawie kaczek obu płci
- drogi z Przedszkola do wspomnianego wcześniej Dziadka oraz drogi z Przedszkola do domu
- okolicznych drzew - Klon, Dąb, Leszczyna, Jarzębina
- sześciu garści jerzębiny
- nitki
- dwóch igieł
- papieru kolorowego
- kredek
- flamastrów
- nożyczek
- mąka, sól, mleko, cukier, woda mineralna, jajko - czyli wszystkie co jest niezbędne do zrobienia naleśników.
W ciągu trzech dni - bo wszystko krok po kroczku ruszyło już w piątek - postanowiłam wykorzystać fakt, że odbieram Julkę z Przedszkola, a że akurat pogoda była przez chwilkę łaskawa poszłyśmy na spacer nad wspomniany staw - radości kaczek było co niemiara. Były obserwację co kaczki robią, jak chodzą, jak uciekają i w końcu jak wpadają z impetem do wody, było też o tym co kaczki jedzą, jak jedzą i skąd poza okoliczną ludnością biorą potrzebny im pokarm. Julka także dowiedziała się jak można odróżnić kaczkę od kaczora.
W tym samym czasie i w tym samym miejscu udało Nam się nazbierać kolorowych liści - jak tylko wyschną zrobimy śliczny album - KOLORY JESIENI - oooo wydało się, warsztaty nam się nie skończyły - będą trwały jeszcze kilka dni.
Po powrocie do domu było robienie korali z jarzębiny (którą Matka Wariatka urwała w drodze z pracy do Przedszkola - wiecie jak to komicznie wygląda kiedy na szpilkach i aktówką w ręku atakuje się drzewo mrucząc pod nosem oddawaj jarzębinę, jest mi potrzebna).
Sobota spełzła na obserwacjach przyrody - Julka miała okazję pochylić się nad odchodzącym latem, znajdując ostatnie mlecze i koniczynę, a nadchodzącą jesienią - zbierać kolorowe liście, żołędzie. W niedzielę w ruch poszły książki i materiały plastyczne. Przygotowałam wcześniej na kolorowych kartkach kontury zwierząt, który później Julka pokolorowała a ja wycięłam i zaczęła się zabawa.
Julka z pomocą Mamy i na podstawie "nabytej wiedzy" musiała podzielić zwierzęta na:
- domowe,
- dzikie,
- wodne,
- lądowe,
- te które latają,
- małe,
- duże
- było też małe utrudnienie wśród rysunków były także zwierzaki, które żyją na lądzie i wodzie, lub potrafią latać, ale żerują w wodzie.
Muszę sama przed sobą przyznać - że fajnie to wyszło - może nie tak jak pierwotnie zakładałam i trochę to wszystko na szybko, na już, bez większego planu, ale naprawdę patrząc jak Julka chłonie wiedzę jak potem potrafi ją zastosować w grze, jak potrafi podzielić zwierzęta na poszczególne kategorie - jestem z Niej DUMNA. Nie wiem czy były to warsztaty biologiczne - była zakładana dowolność i ja z tej opcji skorzystałam.
A zapomniałabym z biologicznych kwestii to mamy codzienny warsztat w postaci RYBEK - dwóch par Gupików, sześciu Neonków i dwóch Kirysków - które Julka karmi i pomaga w pracach czyszcząco wymieniających wodę oraz w postaci STEFANA - czyli obserwacji życia zwierzęcia nie do końca udomowionego.
A już za miesiąc, a dokładniej 28.10 WARSZTAT NAUKOWY - oj będzie się eksperymentowało :)
co rusz nowe super pomysły czytam :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się przełożenie doświadczeń "w terenie" i rozmów na grę ze zwierzętami do rozróżnienia. A obrazek ze szpilkami i kiściami jarzębiny - b. sugestywny :) pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńsuper,
OdpowiedzUsuńnarobiłaś mi smaka na naleśniki :)
gratuluje pomysłu
naleśniki u nas często goszczą, a te były biologiczne i z wyglądu i z dodatków - maliny z babcinego ogrodu i krem orzechowy (no dobra nie z naszej prywatnej leszczyny)
UsuńNaleśniki - motylki - bomba.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńA że ta spytam (bo nie w temacie jestem) Stefan jest? :)
OdpowiedzUsuńkotem - a czemu nie do końca udomowiony - bo kota nie da się w 100% udomowić - a nasz jest wyjątkowym okazem :)
Usuńwlasnie podejrzewam, ze chodzi o kota... my kota nie mozemy miec - bo mam uczulenie na siersc, z tego powodu Dzidziong mi jeczy strasznie...ale ma juz kotki w 5 wersjach zabawkowych :)
Usuńsłyszałam, że nie ma lepszego odczulania na sierść jak obcowanie z kotem.
UsuńDa się kota udomowić, da! Ale nie każdego ;-P
UsuńNasz ma fazy bycia kotem domowym i bycia kotem o rudym kolorze :)
Usuńaż wyobraziłam sobie Ciebie na tych szpilkach po jarzębiną ;-)
OdpowiedzUsuńa gadżetów kuchennych zazdroszczę - urozmaicają potrawy zapewne :)
ja atakująca jarzębinę - widok komiczny
Usuńgadżety kuchenne tego typu często są w biedronce (ja swoje tam kupiłam) - o i tutaj wkradła się biologia
Ślicznie :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńKorale z jarzębiny, paietam jak byłam ałe i z mamą robiłysmy ozdoby:). Słoneczna jesień pięknie pachnie:)
OdpowiedzUsuńja też - moja Babcia mieszka przy parku - więc jesienią jarzębina i masa guzików stanowiła dodatki do zabaw
UsuńWłaśnie wyobrażam sobie Ciebie zrywającą jarzębinę - w tych szpilkach i z aktówką ;)
OdpowiedzUsuńSuper! Znaczy można warsztaty dla 3,5-latków? Można!!!
Dzięki za ten wpis i już czekam na następny za miesiąc :)
mój obraz bezcenny - za wszystko inne zapłacisz Master....
UsuńOj można - a tyle było we mnie obaw, lęków, strachów - MOŻNA
"Do przeprowadzenia WARSZTATÓW BIOLOGICZNYCH użyłam:
OdpowiedzUsuń- jednego stawu..."
Padłam ;-)
:)
Usuńu nasz też była jarzębinka ale naleśniki są boskie.
OdpowiedzUsuńGratuluję
mamuśka24.pl
i to jest przykład na to, że wiedza jest wszędzie wokół nas :)
OdpowiedzUsuńA tak się martwiłaś, że nie podołasz :-). Warsztaty - bomba :-)
OdpowiedzUsuńdzięki - i zapraszam na kolejne :)
Usuń