Gdy dowiedziałam się że jestem w ciąży nie kupiłam ani jednego poradnika, nie kupiłam ich również pod koniec pierwszego trymestru, drugiego, czy zaraz przed nagłym i nieoczekiwanym porodem. Poradnikom mówiłam stanowcze nie - nie dlatego, że pozjadałam wszystkie rozumy i całe swoje dotychczasowe życie przygotowywałam się do bycia Mamą - Ci co mnie znają i znali mnie w czasach sprzed Julki wiedzą o czym mówię.
Nie kupiłam żadnego poradnika - bo nie lubię ich, nie lubię jak książka autora którego nie znam mówi mi co mam robić, jak mam robić i dlaczego robię to źle. Ale bądźmy szczerzy (znaczy się ja będę) zaprenumerowałam jedną z gazet o dzieciach - zapłaciłam - i zapomniałam. Raz w miesiącu przychodziła paczuszka, a ja ze zrezygnowaniem przewracałam kolejne strony i co - i nic.
Żyłam jak chciałam, dbałam o siebie i o fasolkę - zawierzyłam intuicji - okazało się, że mimo iż nie przygotowywałam się i ogólnie ciąży unikałam jak ognia - radzę sobie całkiem świetnie. Miałam jasno sprecyzowane "żądania" - to będzie DZIEWCZYNKA i urodzę przez CC. Z dziewczynką trafiłam, ale z tym CC - to już zadecydowała Julka i przyszła na świat za wcześnie.
Ale wracając do tematu - INTUICJA - zawierzyłam jej i dzisiaj tego nie żałuję - nosiłam, przytulałam, odkładałam i znowu tuliłam - tak jak mi podpowiadało serce, czasem i rozum (ale słuchałam go tylko wówczas gdy mądrze podpowiadał). Nie zastanawiałam się nad wyborem metody wychowawczej, nie przeczytałam poradników - dlatego też, z uśmiecham na twarzy z poczuciem dumy czytałam - W Paryżu dzieci nie grymaszą.
Czytałam i utożsamiałam się z autorką - bohaterką, zadawałam sobie podobne pytania, tylko ja nie obserwowałam "francuskiego modelu wychowania", a najwyraźniej intuicyjnie go wprowadziłam. Wzięłam za pewnik, kilka działań, które z uporem maniaka powtarzałam - i okazuje się, że są na to dowody naukowe :)
Wiecie co zrobiłam po powrocie z Julką ze szpitala - weszłam do domu, wyjęłam ją z nosidła i oprowadziłam po całym domu opowiadając przy tym gdzie jesteśmy i co będziemy tu robić. Pokazałam Jej każdy kąt - poznałam Ją ze Stefanem, mówiąc że będzie przy Niej i nic Jej nie zrobi bo bardzo Ją Kocha. Każdego dnia przez ostatnie cztery lata mówię Jej codziennie jak Bardzo Ją Kocham i jak jest dla mnie ważna, chwalę ją, ale gdy trzeba mówię stanowcze NIE - wyznaczam granice.
Jestem MAMĄ FRANCUZKA - wprowadziłam pauze - nie wiedząc, że to robię, tłumaczę dziecku co się wydarzy i co zamierzam teraz zrobić, daję Jej poczucie wolności, ale wyznaczam twarde granice. Mam dziecko, ale nie jestem Jego zakładnikiem - mam też swoje życie.
W Paryżu dzieci nie grymaszą - dała mi energetycznego kopniaka - ugruntowała moją wiedzę i poglądy - wiem, że dobrze robiłam - że z moją Intuicją nie jest najgorzej. To zdecydowanie książka dla mnie - zaczytywałam się w niej w wannie, na balkonie czy w autobusie - z każdą kolejną stroną ROSŁAM i utożsamiałam się z autorką - też przeżyłam urlop na którym jedliśmy z Małżem posiłki na zmianę, a Nasz stolik wyglądał jakby właśnie przewinęło się przez niego tornado.
Julka ma 4 lata i większość z porad, sugestii jakie przeczytałam już wprowadziłam w życie wcześniej, ale dalej utrwalam je, dalej postępuję zgodnie z raz obraną drogą - jasne czasem nie rozumiem, czasem zachodzę w głowę - ale teraz wiem, że nie ja jedna - a cała masa francuskich rodziców robi to samo.
DANE TECHNICZNE
Tytuł: W Paryżu dzieci nie grymaszą
Autor: Pamela Druckerman
Polecam - jasne, że tak - i nie dlatego, że otrzymałam ją od Wydawnictwa - powodów jest kilka:
- przyjemnie się ją czyta
- zawiera w swojej treści CENNE wskazówki i nie ejst poradnikiem (których nie lubię)
- poza tym nosi znamiona humoru - można uśmiechnąć się na myśl, że inni też przez to przechodzili albo, "ja to mam zdecydowanie lepiej"
Polecam ją zwłaszcza dla MAM w okresie cięży - bo w przystępny sposób (bez obarczania Młodej Mamy poczuciem winy) wyjaśnia dlaczego czasem nie warto biec gdy dziecko zakwili, dlaczego warto mówić małemu człowiekowi co się wydarzy i przede wszystkim kładzie nacisk na to aby NIE TRAKTOWAĆ DZIECKA JAK nic nie rozumiejącej istoty - bo wiecie co, - DZIECI ROZUMIEJĄ CO SIĘ DO NICH MÓWI.
Ja jestem po lekturze "Dziecka dzień po dniu" i widzę już, gdzie popełniłam na początku błędy. Jeśli pozwolisz, pożyczę ja kiedyś od Ciebie :-).
OdpowiedzUsuńAsiu książka czeka na Ciebie.
UsuńOd jakiegoś czasu ostrze pazurki na tą książkę :) Mam nadzieję, że w końcu ją dopadne
OdpowiedzUsuńOla mogę Ci ją pożyczyć jak tylko Asia przeczyta
OdpowiedzUsuńPrzeczytam z czystej ciekawości. Namówiłaś mnie :D
OdpowiedzUsuń