mimo, że Nasza majówka w zamyśle nie trwa 9 dni - to staramy się wykorzystać każdy dzień, każdą chwilę.
termin i miejsce mieliśmy zaklepane od lutego - postanowiliśmy skorzystać z okazji - i pojechać nad morze. Wiem, z perspektywy ostatnich tygodni, dość późnej wiosny i prognoz pogody, które od dwóch tygodni nie były dla terenów nadmorskich zbyt życzliwe.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu - drugiego maja, zameldowaliśmy się w jednej z nadmorskich miejscowości - nie ma specjalnie sensu pisać w której - bo na mapie ciężko ją odnaleźć. Jesteśmy w środku lasu, do morza mamy 5 minut spacerem z dzieckiem (to nowa jednostka miaro/czasu - Ci co mają za sobą pójście gdzieś z dzieckiem, wiedzą że to naprawdę bardzo blisko) - cisza, spokój - tego Nam (rodzicom) było trzeba.
Temperatura Nas nie rozpieszcza, ale nie jest też zimno (post o prognozach pogody już wkrótce - czekam z tym bo gdybym pisała dzisiaj, byłby opatrzony masą epitetów).
Pierwsza rzecz jaka nas "uderzyła" to fakt, że Niunia nie zasnęła podczas jazdy - zazwyczaj na wysokości Ostródy już spała - tym razem zachowywała się jak MY - rasowe zwierze podróżne - Ja w samochodzie podczas jazdy nie zasnę. Niunia śpiewała najnowsze przedszkolne hity, komentowała obrazy zza okna oraz gadała ze swoimi trzema zabawkami - Lalą, którą dostała od Taty, Kłapousiem, którego wygrała i ostatnim hitem sezonu - białym pieskiem. Zabawki bawiły się super - przynajmniej tak twierdzi Niunia - ja pytałam, ale ze mną nie gadają - to też zdanie Niuni.
Zaraz po dotarciu na miejsce poszliśmy na spacer po plaży - Niunia zaopatrzona w wiadro na muszelki - PLAN jest taki, że Niunia z wyprawy przywozi skarby i nie tylko takie za które rodzice zapłacą. Nie wiem kiedy zleciały Nam dwie godzinki, ale Niunia przytaszczyła pół wiadra muszli wszelakich, a ja garść bursztynów :) normalnie mogę się zająć biżuterią :)
Było bieganie, uciekanie przed falą, zbieranie muszelek, szyszek, pisanie na piasku i robienie babek :)
Po powrocie postanowiliśmy udać się w kierunku cywilizacji i pojechaliśmy na obiad do jednego z popularnych miasteczek - oczywiście nabyliśmy skarby :)
- magnes na lodówkę (mówiłam, że mamy kolekcję i świecką tradycję przywożenia z każdej wycieczki minimum jeden)
- wiatraczek - jeden ze skarbów Niuni - mamy w domu kilka - to chyba też Niuniowa tradycja jak nie wiatraczek, to balon
Wieczór przyszedł szybko - Nasza trójka zmęczona, ledwo żywa - to chyba nadmiar świeżego powietrza.
W naszym pokoju jest duże łóżko dla rodziców i dostawka dla Niuni - różnie to z Nią bywa i na wyjazdach zawsze ładowała się do Nas - a teraz wygląda to tak:
Ja: Kochanie, gdzie będziesz spała?
Niunia: Tu (wskazując pojedyncze łóżko)
Ja: Tak? Dobrze
Po położeniu się do łóżka
Niunia: Mamo?
Ja: Tak - przygotowana na to, że zaraz się okaże, że jednak spi z Nami
Niunia: możesz pogłaskać mnie po główce
Ja: oczywiście, mogę się też do Ciebie położyć
Niunia: Mama - jestem już dorosła - będę spała sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz