Pisałam o tym już kilka razy, że Dzień Mamy ma dla mnie dwa oblicza - to związane z Julką, jest radosne, kochane i wyczekiwane i to związane z moją Mamą - niestety wypełnione smutkiem, żalem i tęsknotą.
Trzynasty raz obchodzę ten dzień ze smutkiem w oczach mimo, że już pięć lat z uśmiechem na twarzy. Pamiętam pierwszy - zapach jeszcze świeżych kwiatów połączony z zapachem parafiny z palących się zniczy, przenikające zimno, ból, smutek i tą okropną wściekłość - na wszystko, na świat, na lekarzy, na muchę, która uporczywie latała koło mnie i na siebie. Na siebie zwłaszcza ... bo nie dałam rady, bo cały czas miałam nadzieję, bo ... przegrałam.
Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę że walcząc zapomniałam - że mogłam inaczej, że ... no właśnie. Walcząc skupiałam się na byciu tu i teraz, na kroplówkach, morfinie, zmianie igieł - ciągle myślałam, że mam jeszcze czas. Czas na powiedzenie tego czego nigdy nie powiedziałam, usłyszenie tego - czego wcześniej nie chciałam słyszeć, na zatrzymanie się ... choć na chwilkę, na jeden mały ułamek sekundy.
Ciągła walka sprawiła, że przegrywając bitwę ciągle miałam nadzieję, że wygrana wojny będzie po mojej stronie - a tymczasem umierałam każdego dnia - nie wiedząc o tym, że każdy dzień zabierał mi Mamę i cząstkę mnie samej.
Tamtego dnia na cmentarzu zrozumiałam, że już nic nie będzie takie samo, ja nie będę już nigdy taka jaka byłam - trzy miesiące wcześniej umarłam, a teraz patrzyłam jedynie na swoje odbicie, które nijak nie przypomina mnie.
Dni, miesiące, lata mijały - a ja nadal patrzyłam w lustro - zastanawiając się czy postąpiłabym inaczej, czy zamiast walczyć usiadłabym i rozmawiała, czy wtedy czułabym się lepiej? Nie wiem, przez ostatnie trzynaście lat nie poznałam odpowiedzi, ale przez ostatnich pięć nauczyłam się uśmiechać - celebrować ten dzień. Już nie patrzę w lustro widząc cień osoby jaką byłam - teraz widzę siebie - Mamę, która wie jak się umiera każdego dnia i która zrobi WSZYSTKO aby Jej dziecko nie musiało się o tym nigdy dowiedzieć.
Dzień Mamy dla mnie ma słodko - gorzki smak, ale może właśnie dlatego potrafię celebrować każdy dzień, a nie tylko 26 maja. Dzisiaj jestem silną Kobietą, która jest taka między innymi dlatego, że trzynaście lat temu Jej świat runął w gruzach - Kobietą, która musiała pozbierać każdy mały kawałeczek swojego serca, duszy i ciała - Kobietą, która została "sklejona" od nowa 30.03.2010 w dniu w którym dzięki Tobie Moja Kochana Córeczko została MAMĄ.
Sylwia, brak mi słów.... Przełykam łzy i dziękuję, że przypomniałaś mi, co jest w życiu naprawdę istotne....
OdpowiedzUsuń:( Trzymaj się kochana :*
OdpowiedzUsuńJa wczoraj obchodziłam dziesiąty Dzień matki bez mojej mamy. Drugi z moją córeczką... I mimo jej uśmiechniętej buzi, chichotów, radosnych oczu nie potrafiłam tak po prostu się cieszyć... Mam nadzieję, że kiedyś przestanie boleć aż tak bardzo i nauczę się przeżywania Dnia matki w roli matki, nie córki...
OdpowiedzUsuńnauczysz się - kiedyś przyjdzie taki dzień, że mimo wewnętrznego smutku będziesz się cieszyć tym dniem
UsuńSłów mi brak, a przed oczami obrazy z dzieciństwa mam...
OdpowiedzUsuń