Pamiętam dobrze kiedy pierwszy
raz wchodziłam na Śnieżkę – było to dokładnie 17 lat temu. Od tamtej strony
podejście, schroniska czy wrażenie się nie zmieniło, zmieniło się za to moje
podejście do Śnieżki i ceny w schroniskach.
Gdy pierwszy raz tam wchodziłam –
byłam dwa lata po kontuzji kolana i nie potrafiłam się z tym pogodzić, a przede
wszystkim nie potrafiłam obchodzić się tym zepsutym kolanem. Wejście do
Świątyni Wang z Dolnego Karpacza, gdzie rozbiłyśmy na dziwko namioty już było
wyzwaniem, a co dopiero Śnieżka.
Pamiętam to jako wyczyn okupiony potem, krwią
i łzami – nie wspominam tego dobrze – długo ta góra kojarzyła mi się fatalnie.
Moje drugie podejście było niespełna trzy lata później – tym razem podeszłam do
sprawy profesjonalnie – tym bardziej, że już potrafiłam obchodzić się z zepsutą
nogą, a do tego miałam drugą już w opłakanym stanie. Ale tamto wejście pamiętam
jako coś pięknego – delektowałam się każdym metrem, każdym widokiem – to było
dobre wejście.
Potem Śnieżka była zdobywana
przeze mnie jeszcze kilka razy – zawsze wywierała na mnie wrażenie, zawsze
pokorą na Nią patrzyłam – zresztą taką samą pokorę mam do wszystkich szczytów,
ale ta wyprawa była inna, BYŁA WYJĄTKOWA – to była PIERWSZA WYPRAWA na Śnieżkę
Julki.
Tym razem podjechaliśmy na
parking niedaleko Świątyni Wang i ruszyliśmy na szlak. Szybka przerwa na
zdjęcia, kupno biletów do Karkonoskiego Parku Narodowego i już byliśmy w drodze
– Nasz szogun 9bo tego nie da się inaczej nazwać) zamiast iść biegła pod górę –
by na wysokości zejścia na Słoneczniki kategorycznie zażądać aby Tata WZIĄŁ JĄ
NA BARANA.
Takim oto sposobem ja dostałam
plecak, a Małż Kochanego Ciałka w postaci 15kg Julki :) - żeby Ona chociaż chciała
wysiedzieć, ale nie – po kilku minutach zachciała znowu maszerować, potem znowu
na barana i tak w tą i z powrotem, aż do zejścia na szlak prowadzący do SAMOTNI
– tam bloki skalne tworzące swoiste schody uratowały plecy Małża – bo Julka
stwierdziła, że po schodach to Ona są da radę – tak przewędrowała do Domku
Myśliwskiego a potem pod samą Samotnię.
Należę do DUMNYCH matek - byłam dumna gdy powiedziała pierwsze słowo,
gdy zaczęła raczkować, gdy stanęła na nogi i gdy zrobiła pierwsze siku na
nocnik – dzisiaj byłam DUMNA JAK PAW – moja trzyletnia córka sama (no dobra z
rodzicami) chodzi po górach – robi to co ja kocham, o czym zawsze marzyłam –
TAK ZARAZIŁAM JĄ TYM.
Teraz śmiało mogę kupić Jej
karabińczyk, uprząż i powiesić na ściance :)
Zaraziłam Ją jeszcze czymś –
zdjęciami – w drodze powrotnej Julka musiała mieć robione zdjęcia z kamieniami,
na kamieniach, koło krzaka – „mamo z tym kamieniem nie mam jeszcze zdjęcia, o i
z tym też nie mam” – stawała i mówiła „uśmiech proszę”
Wspominałam wcześniej, że
kupiliśmy Jej buty trekkingowe – wolałam nie ryzykować zwichnięcia stawu
skokowego, czy złamania z powodu sandałków w górach – notabene jak można iść w
góry w japonkach – spotkaliśmy kilka takich KWIATKÓW na szlaku. Ja wiem,
rozumiem że tam się ludzie nie wspinają, ale na MIŁOŚĆ BOSKĄ to góry, chodzi
się po kamieniach, wyślizganych blokach skalnych, po różnym podłożu o różnym
nachyleniu – a tu gwiazda bach w japonkach, albo w takich klapach na małej
kaczuszce – MASAKRA.
Wracając do tematu – wybraliśmy,
przymierzyliśmy, kupiliśmy – Julka zachwycona wszystkim opowiada, że Mama
kupiła Jej BUDOWLANE BUTY – czytaj. Zabudowane.
Niedawno przeniosłam się na bloggera i z coraz większą radością odkrywam kolejne wspaniałe blogi dziewczyn z mojego kochanego Olsztyna :-). Masz cudną rodzinkę :-). Odwiedzam, obserwuję i zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://notosruu.blogspot.com/
Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. I już zamykam do Ciebie.
UsuńMoje rodzinne strony, wspaniałe :) Od 10 lat mieszkam nad morzem, ale tęsknię za górami, tęsknię...
OdpowiedzUsuńmy mieszkamy na Warmii - a góry, cóż to moja miłość od zawsze :) wracam tam ilekroć życie mi na to pozwala :)
Usuń;-)))
OdpowiedzUsuńMoże to Was spotkałam na szlaku??
To piękne gdy rodzice zarażają pasją swoje dzieci a jeszcze piękniejsze gdy robią to w sposób mądry ;-)))
Ja dość późno odkryłam góry - w 6tej klasie podstawówki i pokazał mi je Mądry Człowiek, któremu do dziś za to i za wiele innych rzeczy jestem bardzo wdzięczna ;-)))
A gwiazdy na szlaku...
hmm...
piszesz o japonkach a co powiesz o obcasach na Kamieńczyku??
Pozdrawiam Was cieplutko i gratuluję pierwszej udanej wyprawy
A nie utkneły tej gwiazdeczce te obcasy w tych kratach
Usuń;-)))
UsuńNie wiem - tego nie widziałam... ale uwierz widok pokracznego schodzenia na obcasach do dziś jest moją pociechą nawet w najsmutniejszy dzień ;-)))
wyobrażam sobie jak to musiało wyglądać
UsuńDzielną masz córeczkę :)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam nasze wspinanie na Śnieżkę, to Ty nam pokazałaś, jak piękna jest ta góra. A teraz niestety (byłam rok temu) Śnieżka kojarzy mi się z tłokiem, masówką i restauracją na szczycie, gdzie kelner prosi, by nie konsumować własnych posiłków, bo to jest restauracja a nie schronisko. Dziękuję Ci, że byliśmy wtedy na Śnieżce. Ania (Acedia ;) )
Aniu dziękuję Ci za te słowa - mam nadzieję, że i Was zaraziłam górami, podejściem, pokorą i miłością do nich.
UsuńA tamto wejście było magiczne - z Was byłam niezmiernie DUMNA - że dałyście radę, że nie marudziłyście, że z zapałem dzierżyłyście proporzec - DZIĘKUJE