To był intensywny weekend - nie tylko w wydarzenia, ale także w emocje - również te związane z bezsilnością Matki.
Weekend miał być słoneczny, ciepły - cieszyłam się na każdą spędzoną chwilę na zewnątrz wygrzewając buzię na słońcu - życie nie raz udowodniło mi, że plany które robię ma za nic.
Odbierając Julkę z przedszkola wiedziałam, że nie będzie tak jak zaplanowałam najbliższe 10 dni - od progu usłyszałam cichutkie
- Mamusi brzuszek mnie boli
Szare komórki zostały uruchomione - wracamy autobusem, więc może być bal - szybko kupiłam w sklepie reklamówkę jednorazową i z nadzieją, że nie będę musiała jej wyciągać wsiadłyśmy do autobusu. Tym razem nie było miło, zabawnie - nawet stali bywalcy to zauważyli, że Julka jakaś inna, zmieniona - jakby nie w sosie. No jasne, że nie w sosie, przecież właśnie wszystko robiłam aby w tym sosie nie była - usiadłyśmy tam gdzie nie trzęsie, poprosiłam Pana o uchylenie ona i jechanie w miarę równo. Ostrzegłam, że może być różnie.
Dojechałyśmy cało, zdrowo i bez atrakcji, koło domu minęłyśmy Julkową Matkę Chrzestną (zabrzmiało jak w Kopciuszku), która też nie wyglądała wyraźnie. W domu usłyszałam
-Mamusiu to ja się położę
Muszę Wam powiedzieć - że egzemplarz dziecka jaki Nam się trafił nie ma w zasobie słów, a w zasadzie zdań "muszę się położyć", "jestem zmęczona, więc się położę" - to dało mi znać, że trzeba do salonu gdzie dziecko zaległo przynieść miskę, odsunąć wszystkie wartościowe rzeczy - takie które mogę ulec znacznemu uszkodzeniu gdy dziecko się "uzewnętrznia". Odsunęłam wszystko na bezpieczną odległość :)
Z chwilą gdy Małż przekroczył próg domu - usłyszałam
- Mamo będę wymiotować
i szybkie ale delikatne kroczki w kierunku łazienki - zdążyła
Za drugim razem nie było już tak kolorowo - musiałam wstawić pralkę, wyprać sofę - ale dziecko wyraźnie poczuło się lepiej.
Wieczór minął już spokojnie - ale w nocy przywitała się Pani gorączka - nad ranem wiedziałam, że plany na następne dziesięć dni przepadły - ale w tej chwili było ważne tylko to co teraz, gorączka - walka o jej szybkie zbicie, dotrzymanie do rana.
Nie było tak źle - rano pojechałam na egzamin - no tak Matka wróciła do szkoły - na szczęście tylko językowej i właśnie w tą sobotę miała egzamin certyfikujący. Wiecie jak wyglądałam - jak zjawa, po burzliwym piątku, nieprzespanej sobocie - rano egzamin. To jest to co tygryski lubią najbardziej - ja w takich chwilach dostaje jakiegoś nie zrozumiałego dla mnie powera - staje na wysokości zadania.
Pojechałam, napisałam, a potem dotarłam na Spotkanie Blogerek z Warmii i Mazur - powiecie wyrodna Matka zostawiła chore dziecko w domu - tak, zostawiłam - ale nie samo, Julka została z Tatą - który nie jedną burzę przeżył i świetnie sobie daje radę z chorującym dzieckiem. Na szczęście chorujące dziecko było już na nogach - bo po powrocie ze spotkania poszłyśmy na długi spacer. Cieszyć się marcowym słońcem, korzystać z rowerka biegowego - może to już ostatni raz (bo za chwil kilka będzie u Nas już ten duży).
O Spotkaniu będzie później jak ochłonę - powiem tylko tyle, że było SUPER :)
Niedziela była już taka jaka miał być - spacery, ale ... no właśnie okazało się, że nasze plany w ramach Roku Podróżowania muszą się zmienić - bo Julka kaszle, kicha i dopiero coś się wykluwa, a przecież nie jedziemy w głuszę, tylko do Przyjaciół - gdzie są dzieci, a zarażać - to nic fajnego. Także Julka zostaje w domu, a plany zmieniamy.
zdrówka kochana :* zdrówka i do następnego spotkania ;) jak coś mogę i ciebie zabrać znów :D
OdpowiedzUsuńw takim razie piszę się na transport KOLORowym samochodem :)
UsuńZdrówka dla Julci:***
OdpowiedzUsuńOj, to się narobiło :( Zdrówka dla córeczki. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńZdrówka Maleństwo!!!
OdpowiedzUsuń