Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży wiedziałam - że będę całym swoim jestestwem wspierać córkę (tak, od dwóch kresek, od pierwszego USG wiedziałam, że to będzie ONA, nie brałam innej opcji pod uwagę - nawet gdy na porodówce, zapytałam lekarza czy to na pewno córka - a lekarz zapytał, a co jeżeli syn - odparłam "no cóż pokocham jak swoje" - ot taki porodówkowy humor).
Wiedziałam, że bez względu jaką drogę obierze będę przy Niej, będę za Nią, będą Ją wspierać nawet jeżeli nie do końca będę rozumiała (wiadomo konflikt pokoleń i takie tam) - będę robiła to samo co robili przez lata moi rodzice (mój Tata nadal tak robi).
Miałam to niebywałe szczęście, że urodziłam się jako córka ludzi, którzy zaszczepili we mnie pasje, motywowali mnie do działania, nie tłamsili mnie nawet gdy nie ogarniali moich pomysłów, nowych fascynacji czy szeroko pojętej wspinaczki. Nie ograniczali mnie - pozwalali rozwinąć mi skrzydła - dali solidną podwalinę w postaci miłości, szacunki i domu, do którego zawsze mogłam wracać.
Gdy zobaczyłam dwie kreski na teście - wiedziałam, że będę robić tak samo - że Julka będzie miała oparcie i wsparcie - a, nie realizacje chorych ambicji.
Dlaczego poruszam temat? - bo dzisiaj poczułam jakby ktoś strzelił mnie w twarz - nie dosłownie, nie słownie, pewnie nawet nie powinnam czuć się urażona (w zasadzie nie czuję), ale nadal mimo, że minęło kilka godzin mam przed oczami ten obraz.
Obraz małej dziewczynki (w wieku Julki) w stroju baletnicy - dziewczynki zapłakanej, trzęsącej się, miętoszącej w rączkach końcówki tutu i pochylającego się nad Nią POTWORA.
Tak, dobrze przeczytaliście, nie będę się tego wstydzić, wypierać, nie będę przepraszać - kobieta, która pochylała się nad dziewczynką, kobieta, która doprowadziła Ją do tego stanu jest potworem, a mówi o sobie Mama.
Być może sama kiedyś marzyła o tym aby zostać baletnicą, może nawet uczyła się klasyki, chodziła na balet - może nawet osiągała w tej kwestii sukcesy. Pewnego dnia pewnie zapragnęła aby i Jej córka została baletnicą - może to sama dziewczynka chciała nią zostać - chciała, ale zmieniła zdanie, bo tak to już z dziećmi bywa.
Pochylająca się, wrzeszcząca na dziecko Matka najwyraźniej nie chciała przyjąć tego do wiadomości, że Jej córka nie chce tańczyć, nie chce robić Plie i nie jest to Jej marzeniem.
Wrzeszczała, szturchała i potrząsała dziewczynką - bo przecież wyszła wcześniej z pracy aby iść z tą niewdzięcznicą na balet.
Patrzyłam, nie dowierzałam - patrzyłam na kogoś kim nigdy się nie stanę, kim nigdy nie stanie się Julka.
Julka chodzi na balet bo chcę - bo chciała, rok czasu przeciągałam kwestie zapisania Jej tam, ponieważ wiem, jakie obciążenie mogą robić nieprawidłowo wykonywane pozycje klasyczne dla stawów. Ale gdy po praz kolejny poprosiła, a ja zasięgnęłam opinii - zgodziłam się. Gdy nadejdzie dzień, że Julka nie będzie chciała już tam chodzić - nic się nie stanie - odwiesi paczkę na kołek i poszuka nowej pasji. Nie będę krzyczeć, nie będę wzbudzać w Niej poczucia winy - nie stanę się POTWOREM
Na pewno Julka kiedyś Ci za to podziękuje :-)
OdpowiedzUsuńFajne miesjce-psy haulcza, Julka dialogami rozwala wszystko :-)
Bede zagladac. No i pewnie za tydzien w Olsztynie poznamy sie osobiscie, do zobaczenia :-)
Dziękuję i juz się cieszę na spotkanie
Usuń