Wracając do Małej Księżniczki, której zdjęcie mam na
pulpicie oczywiście służbowego laptopa … na służbowym bo na domowym nie ma
sensu – przecież w domu mam oryginał na wyciągnięcie ręki, a w zasadzie nawet
kiedy tej ręki nie wyciągam.
Odkąd sięgam pamięcią zawsze robiłam zdjęcia – czasem mam
wrażenie, że urodziłam się z aparatem w ręku – trzeba to powiedzieć kocham,
uwielbiam robić zdjęcia. Pierwszy aparat jaki był w stu nawet dwustu procentach
mój i trzeba było użyć głowy aby zrobić zdjęcie był ZENIT TTL – dostała go od
mojego Taty, który też „urodził się z aparatem” – więc pewnie u nas to
rodzinne. Z bardzo wczesnego dzieciństwa
pamiętam Tatę który robił mi masę zdjęć – zresztą mam ich z tego okresu tonę –
gdyby w tamtych czasach Tata miał aparat cyfrowy miałabym ich miliardy, a nie
tysiące.
Mam tak samo – to pewnie też odziedziczyłam po Tacie, że od
pierwszych minut życia Małej Księżniczki robiłam jej zdjęcia – na sale, gdzie
leżała w inkubatorze nie mogłam wnieść aparatu, ale przemycałam telefon – gdzie
oczywiście w dzisiejszych czasach w każdym egzemplarzu jest aparat. Przemycałam
i robiłam – potem w nocy na pustej Sali wpatrywałam się w to co udało mi się
przemycić – patrzyłam, płakałam i wysyłałam Tacie Małej Księżniczki – i coś mi
się wydaje, że on też patrzył i płakał.
Wracając do tematu – Mała Księżniczka ma tony – „gigabajty”
zdjęć – był taki okres, że nie było dnia bez zdjęcia - teraz może nie robię jej ich codziennie,
ale bardzo często, minimum raz w tygodniu – a wyjście bez aparatu z domu – o
czym ja mówię – nie ma takich wyjść.
Jak Mała Księżniczka była naprawdę mała – wychodząc z domu
trzeba było zabrać trzy elementy
- Małą Księżczniczkę
- torbę Małej Księżniczki (pieluchy, kremy, i inne )
- aparat
- Małą Księżczniczkę
- torbę Małej Księżniczki (pieluchy, kremy, i inne )
- aparat
A kiedy zaczęła się uśmiechać – zdjęcia mogłam robić
seryjnie – no i robiłam.
Kochanie – Mama Cię bardzo przeprasza, że pierwsze co
zobaczyłaś wyraźnie był obiektyw J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz