piątek, 30 marca 2012

7:55

Dwa lata temu, dokładnie o 7:55 usłyszałam pierwszy krzyk Małej Księżniczki. O 6 tygodni za wcześnie, trochę z zaskoczenia - ale właśnie dokładnie o tej godzinie zmieniło się całe moje życie, nasze życie.

Pamiętam wszystko co się działo tego poranka, co się działo przed i po, pamiętam ból, pamiętam strach, oczekiwanie i olbrzymie szczęście kiedy położna położyła mi tą małą różową istotkę na piersi - pamiętam, że zapytałam czy to na pewno dziewczynka.

Nie wiem czy to dobre stwierdzenie, ale w tej właśnie chwili narodziłam się na nowo - nowa ja - MAMA - matko jak to dumnie brzmi - wymawiałam to słowo pewnie miliardy razy w odniesieniu do mojej Mamy, Mamy mojej siostry, i pewnie w stosunku do tysięcy innych Mam. Ale kiedy wymówiłam je wtedy na sali porodowej nr 1 nie wymawiałam ich w kontekście innej osoby, nie wymawiałam go myśląc o kimś innym - wymawiałam je będąc Mamą - wymawiałam je myśląc o tej małej istotce, która dała mi ten wielki dar - sprawiła, że mogłam tak o sobie myśleć, mówić.
Kiedy nosiłam ją jeszcze pod sercem, często mówiłam, że bardzo Ją kocham, że czekam i że nigdy jej nie opuszczę, mówiłam że jestem jej Mamą, ale wszystkie uczucia nie mają się nijak do tego, które uderzyło mnie o 7:55.


Dzisiaj moja Mała Księżniczka skończyła dwa lata - jest już duża - sama o sobie tak mówi, a ja nadal pamiętam tamten dzień, ciepło jakie poczułam gdy jej dotknęłam, pamiętam zapach jej główki, pamiętam te maleńkie rączki, paluszki i grymas na buzi.

środa, 28 marca 2012

Odsmoczkowana

Mała Księżniczka odsmoczkowała się sama - jak to przystało na dziecko, które "ja sama"

Nie przeszkadzało mi jakoś, że Mała nadal dziamga smoka - nie przekonywały mnie stwierdzenie o krzywym zgryzie - bo Mała ma śliczne proste ząbki. Wychodziłam z założenia, że jak będzie chciała to sama z nigo zrezygnuje i tak właśnie się stało. Znowu wyszło na moje :)

A było to tak - podczas imprezy rodzinno - urodzinowej, kiedy pojawił się tort - a wyglądał zachwycająco, był w kształcie żółtego sera, miał dziury a w nich małe cukrowe myszki - istny majstersztyk.
Mała po zdmuchnięciu świeczki złapała za jedną z myszek i pcha do buzi. W tym momencie postanowiłam zareagować  - powiedziałam Małej Księżniczce, że jeżeli chce myszkę musi oddać mamie smoka - co też uczyniła.
Potem gdy mówiła "monio mema" czyli szukała smoka pytałam gdzie go ma, na co moja mała rezolutna córeczka "mimi ma" czyli myszka zabrała.
I tak do dzisiaj - Mała Księżniczka anie upomina się o smoka, nie płacze, ładnie zasypia bez niego. Jasne potrafi obudzić się w nocy, ale wystarczy pogłaskać ją po główce i zaraz smacznie zasypia mlaskając - cóż za słodki dźwięk :)

I tak oto tym sposobem przed 2 urodzinkami pożegnaliśmy SMOKA

poniedziałek, 26 marca 2012

Już za chwileczkę...

Nie było mnie tu trochę - złożyło się na to kilka czynników:
- w firmie nie mam czasu aby pomyśleć o blogu, a co dopiero na nim pisać,
- w domu - przygotowania pełną parą do 2 urodzin Małej Księżniczki,
- we mnie - dopadł mnie gigantus lenus (nazewnictwo ze starych dobrych czasów)

Urodzinki przed nami, a impreza urodzinowa dla rodziny już za nami :) - w sobotę mieliśmy istny zjazd rodzinny - począwszy od dziadków skończywszy na najmłodszym pokoleniu czyli ciotecznym bracie Księżniczki. Impreza się udał, był tort, który sobie Mała Księżniczka sama wybrała - dosłownie - pokazała na zdjęcie i powiedziała "Jula ma" - co w wolnym tłumaczeniu oznacza - to jest tort na ten rok. Wybrała świetnie - sama bym tego lepiej nie zrobiła - Ser z myszkami - ten typ tortów jak wchodzi się z nim do pokoju - pojawia się efekt dużego WOW - tak tez bylo i tym razem.

Były też prezenty - podobno bez nich urodziny się nie liczą - największą furorę zrobił KASK - rowerek biegowy swoją drogą, ale kask to hit sezonu, była też hulajnoga, cudna drewniana kołyska istna replika tej w której Księżniczka spała jak była maleńka, oraz "bony towarowe do realizacji na terenie całego kraju"

Tyle się działo, a u mnie ... cóż ja wzbogaciłam się o nowy lakier - w cudownym szmaragdowym kolorze - cóż dosłownie nosze szmaragdy na dłoniach :)

wtorek, 20 marca 2012

Wiosna

Wiosna, wiosna ach to Ty ..... :)

Za oknem śliczna pogoda ... słoneczko świeci, błękit nieba zagląda w okna - a ja w pracy. No cóż takie życie, przedszkole, szkoła, studia, praca ... mniej więcej tak to wygląda.
Wczoraj miało być ładnie, więc zachęcona obiecankami Pani pogodynki - z szafy wyjęłam pantofelki i wiosenną kurtę - och jakiż to był błąd- zmarzłam ... na samo wspomnienie mi zimno. Nauczona wczorajszym doświadczeniem dzisiaj założyłam płaszcz - i co okazuje się że już jest ciepło. No nic zawsze mogę się rozpiąć. :)


Ale nie o tym chciałam - Mała Księżniczka jest już na tyle "duża", że sama potrafi wybrać sobie zabawkę, ciasteczka czy paluszki - z racji, że zbliżają się DRUGIE urodzinki pojechaliśmy w poszukiwaniu prezentu - rodzice bo przecież jeszcze nie Mała Księżniczka zawęzili poszukiwania do rowerka biegowego. Udaliśmy się z małą do wielkiego salonu - wypatrzyła swoim bystrym okiem mały różowy (o zgrozo) rowerek - wsiadła i sru... do przodu.
Niestety rodzice śledzący ceny w internecie nie byli przygotowani na aż tak drogi rowerek - mama wyszła zła, a Mała Księżniczka płacząca - bo przecież rodzice pozwolili jej wybrać.

Jesteśmy teraz w małym impasie - wydać więcej niż zakładaliśmy w zasadzie drugie tyle, czy zamówić tańszy w necie. Bolączki rodziców

poniedziałek, 19 marca 2012

Kulturalnie

W piątek miałam okazję wybrać się do Wawy na POLITE - powiem to tak - warto wydać 160zł na bilet aby to zobaczyć. Jak głoszą reklamy Jedyny taki musical z efektami 3D - nie jest to żadna ściema, przesada - efekty, muzyka i aktorzy - pełen profesjonalizm.

Dwie godziny siedziałam wpatrzona w scenę i w to co się tam działo i powiem krótko "Chcę zobaczyć to jeszcze raz"

piątek, 16 marca 2012

Wiosna .... ?

Nie będzie o porządkach ani też o roślinkach, które to mam zamiar posadzić (o ile nie zapomnę)
Będzie o moich ostatnich zakupach, a w zasadzie o dwóch z nich.

Pierwszy to śliczny lawendowy lakier - w buteleczce nie wygląda tak okazale, ale i tak mnie zaintrygował - prawie szeptał do mnie "kup mnie, a będziesz zadowolona" - miał rację - zakochałam się w tym kolorze, głębi.
Lubię fiolety, ale zawsze to były ciemne kolory - śliwki i inne, a ten jest taki świeży.
Nakłada się bardzo dobrze, nie marze się, ładnie kryje, choć ja nałożyłam dwie warstwy - dość szybko schnie, ale nie należy do tych 60 - sekundowych.

Drugim - jest preparat sprawiający, że świeżo nałożony lakier schnie w 60 sekund - ten to jest dopiero szybki :)
Pierwszy raz kupiłam preparat tej firmy - i już będę wracała do niego - jest dobry i tani (w porównaniu do produktów innych firm - koszt 8,99), a co w nim jest najlepsze - to proste - naprawdę DZIAŁA
nie wiem dlaczego, ale nie mogę pomimo, że zdjęcie jest prawidłowo odwrócone 
zmienić tego tutaj.

czwartek, 15 marca 2012

Polaków autobusowe rozmowy

Blog miał być napisaną mną - więc nie może tu zabraknąć - moich spostrzeżeń z dnia codziennego.
A więc (mam świadomość, że tak zdania nie powinno się zaczynać, więc robię to z pełną odpowiedzialnością), wczoraj wracając z pracy miałam przyjemność wracać autobusem - była dość przyzwoita godzina, tłoku nie było - wygodnie usadowiłam się na jednym z wolnych miejsc - dokładnie za mną usiadła młoda kobieta w dość widocznej ciąży - uśmiechnęłam się w duchu do siebie, pamiętając jak ja wyglądałam.

Nagle zadzwonił do wspomnianej wcześniej kobiety telefon - odebrała - zresztą to nic dziwnego, nie zbulwersowało mnie - uważam się za normalną w tej kwestii - jednakże temat rozmowy, a nie dało się nie słyszeć, bo Pani chyba zapomniała że jest w autobusie i darła się do telefonu jakby chciała aby jej rozmówca usłyszał ją na żywo, a nie za pomocą zdobyczy techniki.
Temat - hm... naturalny zważywszy na stan Pani - ale żeby opowiadać w autobusie o intymnych częściach swojego ciała, o tym jak wyglądał jej poród za pierwszym razem, o lejących się wodach płodowych.
Zniesmaczona .... to mało powiedziane - zresztą nie tylko ja. Normalność normalnością ale czy autobus to miejsce, którym należy krzycząc opowiadać o intymności, o bólu, o nacinaniach i pęknięciach ..... raczej nie.

środa, 14 marca 2012

Wiosenne porządki

Wiosenne porządki - tym razem nie w szafie, czy w innych tego typu powierzchniach, ale w ciele. Tak, tak w ciele - pora "wziąć się za siebie" - tak sobie pomyślałam jakiś miesiąc temu.
I tak od tamtej pory trzy razy w tygodniu biegam na basen - o dość ekstremalnej godzinie (jak to niektórzy twierdzą) bo o 6:00 rano już tam jestem zwarta i gotowa aby przepłynąć naście długości basenu - muszę powiedzieć, że gdy udałam się tam pierwszy ram - po przepłynięciu 5 długości (olimpijskiego basenu) myślałam, że moje ręce uciekną gdzie pieprz rośnie. Ale z dnia na dzień było coraz lepiej.
Dodatkowo w dwa "wolne" dni od basen śmigam do Klubu Fitness  - na ZUMBE - polecam każdemu, kto chce się świetnie pobawić a przy tym intensywnie poruszać oraz na BODYART - połączenie jogi (którą kiedyś regularnie ćwiczyłam), pilatesu i strechingu.

Moje wiosenne porządki - chyba wejdą mi w krew - i nie będę robiła ich tylko na wiosnę :)

wtorek, 13 marca 2012

Biedroneczka

Mała Księżniczka zamieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w Mała Biedroneczkę.
Pozytyw jest takie, że to żadna ospa, różyczka czy inna przypadłość - negatyw, że to reakcja alergiczna. Dopadły nas zbiegi okoliczności - Mała ma kaszelek, więc w zeszłym tygodniu udałam się do Przychodni w celu określenia co się dzieje i otrzymania pomocy w postaci recepty - pomoc otrzymałam w postaci syropków i rady aby wieczorem podawać Małej Księżniczce wodę z miodem - rewelacyjnie działa na gardło. Tak też moje drugie wcielenie (Matka Polka) uczyniła - dałam małej wieczorem ciepłą wodę z łyżeczką miodu.

Efekt mamy taki, że Mała Księżniczka jak już wcześniej wspomniałam jest małą biedroneczką - muszę się przyznać, że wczoraj późnym wieczorem trochę panikowaliśmy - jak wykropkowało małą na buzi i rączkach - wezwaliśmy lekarza - a że nasz Pan Dr, i tutaj cytat "do wysypek zawsze przyjeżdżam, bo nie widać jej przez telefon". Pan Dr rozwiał nasze obawy, że to coś zakaźnego.

Do miodu dołożyło się osłabienie organizmu, a swoje 3 grosze dorzucił Stefan - nasz kot - który postanowił "powycierać się o Małą Księżniczkę"

jaki z tego wydarzenia morał - a to taki, że dzisiaj jestem w domku - bawię się z Małą, czytam jej książeczki i szukam w necie IGGLE PIGGLE - bo Mała Księżniczka nie widzi świata poza tą zabawką.

A ten stworek wygląda tak - nie wiem co dzieci widzą w tak, hm... jak to nazwać "nietypowych" zabawkach

poniedziałek, 12 marca 2012

Zakupowo

Miało być szaleństwo zakupowo urodzinowe - a było typowo mamusiowe :)
Wiosna tuż, tuż - a u mnie w koszyczku z lakierami same ciemne brązy, śliwki, czerwień - postanowiłam dodać koszyczkowi odrobiny kolorytu.
Kupiłam trzy nowe - malina, lawenda, pomarańcz - ależ zrobiło się smacznie :)

W tym roku na wiosnę odrobinę szaleństwa na paznokciach.

Kontynuując nabyłam drogą kupna cudowny płyn do demakijażu - Dwufazowy firmy ziaja, oraz sól do kąpieli.

piątek, 9 marca 2012

Mityczny potwór...

Bunt dwulatka - jeszcze do wczoraj wydawało mi się, że to coś w rodzaju mitologicznego potwora - wszyscy przed tym przestrzegają, ale niewielu gada widziało, a jeszcze mniej pamięta.
Odkąd zostałam mamą nasłuchałam się, naczytałam o tym potworze - mity, legendy - ale (na odpukanie jest już za późno) mimo posiadania własnego, prywatnego niespełna dwulatka na oczy nie widziałam. Jasne zdarzały się piski, płacze, a w ekstremalnych sytuacjach tupnięcie nogą ... ale żeby utożsamiać to z mitologicznym potworem, na wspomnienie którego rodzice na całym świecie truchleją - nie, nawet gdzieś podświadomie sobie myślałam "nas ominęło".

Do wczoraj - otóż Mała Księżniczka wczorajszego wieczoru przedstawiła nam osławionego potwora - zaczęło się, gdy wbrew Jej woli postanowiliśmy zakończyć już i tak długą kąpiel - zaczęło się od kategorycznego NIIIIIIEEEEE a skończyło na wymuszonym uzewnętrznieniu się Małej Księżniczki.
W zasadzie do teraz miałam cichą nadzieję, że to jednorazowa kwestia, że po nocy mała zapomni, że postawiła na swoim i o metodach jakimi ten stan osiągnęła.

Już teraz wiem w jak wielkim byłam błędzie - nie dość, że nie zapomniała, to jeszcze postanowiła postawić po raz kolejny na swoim  - tym razem nie chodziło o kąpiel, a o położenie się spać. W tym miejscu muszę nadmienić, że do dnia dzisiejszego byłam posiadaczem dziecka, które punktualnie o godzinie 19:00 szło spać - nie miało znaczenia zima, lato, wiosna, jesień - zegar wybijał 19:00 a Mała Księżniczka usypiała się.
Okazało się, że mimo godziny 19:00 mała nie zamierza iść spać, co gorsza po oddelegowaniu do swojego pokoju i łóżeczka zaczął się płacz oraz powtórka z dnia wczorajszego.

Podsumowując - mitologiczny potwór - to nie tylko legenda - musimy stawić mu dzielnie czuła i ze spokojem krok po kroczku oddelegować go do jego bajki, bo w naszej nie ma dla niego miejsca.
Jeszcze jedno - Mała Księżniczka smacznie śpi koło mnie w sypialni rodziców, w naszym wielkim łóżku - obłożona wszystkimi swoimi misiami - bo jak przystało na Małą Księżniczkę - nie rusza się nigdzie bez swojej świty.

Dobranoc

Weekend

Ogłaszam weekend - dosłownie za chwilkę uciekam ... na weekend mam kilka planów kulinarnych - nic skomplikowanego
- placki z jabłkami - taki smak z dzieciństwa
- racuchy drożdżowe
to tak w ramach śniadań i kolacji, a co do obiadów jeszcze nie mam sprecyzowanych planów - pewnie jakiś spontan - ostatnio chodzą za mną makarony - może w weekend mnie w końcu dopadną :)

Katar, kaszel ... biedna Mała Księżniczka

Dopadło nas choróbsko - pisząc nas, mam na myśli mnie i Księżniczkę. Mała kaszle, kicha, biedna sama nie potrafi sobie z tym poradzić - kaszelek ją męczy :( dostaje syropek - rano wykrztuśny, później hamujący kaszel - ale mam nieodparte wrażenie, że zamiast lepiej jest gorzej. A może myślę tak bo i ja zaczęłam kaszleć.

Z przyjemniejszych rzeczy :)
Zbliżają się DRUGIE URODZINY małej - szał zakupowy nas (mnie) ogarnął - szukanie prezentów, baloników, talerzyków, kubeczków. Tort mam już upatrzony - chcę zamówić, aż tak nie ufam swoim "zdolnościom" kulinarnym - nie no ciasto upiekę, ale żeby zaraz tort tworzyć - a dwuletnie dziecko chce mieć tort misia, księżniczkę czy co tam jeszcze można zrobić. U nas wybór prawdopodobnie padnie na wspaniałą cukiernię PRALINKA - boskie ciasta, torty - niebo w przysłowiowej gębie :)

czwartek, 8 marca 2012

Wspomnienia

Wczoraj biorąc gorącą, aromatyczną kąpiel przypomniałam sobie (dziwne co człowiek jest w stanie sobie przypomnieć) pierwszą kąpiel po powrocie ze szpitala z Małą Królewną. Nakarmiłam ją, położyłam do łóżeczka - napuściłam wody do wanny - zdążyłam tylko do niej wejść, odrobinę zanurzyć się - i słyszę płacz - mój mały aniołek stęsknił się za mną.

Miejsce w którym dzisiaj jestem skłania mnie do wspomnień - nie pamiętam abym miała "parcie" na dziecko - prowadziłam fajny tryb życia, podróże, fajne sporty - wspinaczka, nurkowanie - nie było czas, miejsca na dziecko - no bo jak nurkować z noworodkiem :) - aż pewnego dnia .... dwie kreski... i świat stanął w miejscu - w tej jednej chili stałam się najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Nie był płaczu, obaw jak to będzie, żalu, że wszystko się zmieni - było tylko poczucie szczęścia - po niespełna 35 tygodniach - urodziła się ONA - mój skarb, mój aniołek - MOJE ŻYCIE :)

Urodziła się za szybko, ani my, ani ona nie byliśmy na to zupełnie przygotowania - na 8 dni jej domem stał się inkubator - tysiące rurek, kroplówek - było różnie, ale walczyła i dała radę - My daliśmy.

Po 11 dniach upragniony powrót do domu - do małego pokoiku, drewnianej kołyski, do naszego miejsca na ziemi - i tak zaraz minie dwa lata. Jak ten czas leci, nie jestem mniej szczęśliwa niż tego wrześniowego dnia, gdy zobaczyłam dwie kreseczki, może bardziej zmęczona, ale każdego dnia bardziej szczęśliwa.

A sporty - może nie wspinam się z dzieckiem na rękach, ale chodzę po górach - nawet byliśmy z Małą Księżniczką w Tatrach - mała jako roczny berbeć zdobyła - Gubałówkę, Morskie Oko, Nosal :) no raczej też nie nurkuje z dzieckiem przy aparacie, ale sama czemu nie :) a Mała z tatą pilnują grilla :)

Okazuje się, że można wszystko przemeblować, mieszkanie, pokój, życie i nie oznacza to rezygnacji z siebie - ja nie zrezygnowałam.

środa, 7 marca 2012

Żałuję...

Żałuję... że nie pisałam bloga wcześniej, że nie zaczęłam kiedy zobaczyłam dwie kreseczki na teście ciążowym. Ale czy to byłabym prawdziwa ja - pewnie nie - bo przesiąknięta jednorazowymi emocjami, obawami, radościami. Ale tak żałuję, że tego nie zrobiłam, bo czas zaciera ślady, emocje, radości - dzisiaj pamiętam, że się bałam, że byłam szczęśliwa, ale nie pamiętam co temu towarzyszyło.

Mam plan - aby spróbować odtworzyć kilka takich dni - spróbować.

wtorek, 6 marca 2012

Raz, dwa, trzy - czas start

Długo dojrzewała we mnie myśl o stworzeniu bloga - bloga, który miałby być napisaną mną. Chciałabym aby był miejscem w którym będę sobą, taką jaką zawsze byłam, taką jaką znają mnie bliskie mi osoby, taką jaką jestem dla swojej córki.
Zobaczymy jak będzie - ale jestem pełna zapału, nadziei :)
Będzie dobrze, bo jakby miało być